www.deamon4s.fora.pl
Forum Gildii Deamon
Obecny czas to Czw 20:49, 28 Mar 2024

Opowiadanie Tsuki

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.deamon4s.fora.pl Strona Główna -> Karczma / Pracownia Artystyczna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Wto 14:03, 15 Lut 2011    Temat postu:

A teraz króciutki prolog do opowiadania pt. ' Serce Keribesa'

Dzień po woli chylił sie ku zachodowi, napełniając pomieszczenia bursztynową łuną. Wszystki wydawało się takie spokojne, takie ciche, zupełnie obce. Zupełnie jakby nie był w swoim mieszkaniu. Wszystkie komórki były pobudzone bo w pokoju obok czekał na niego specjalny gość. Dzisiejszy dzień był szalony, a noc zapowiadała kolejne doznania. Zresztą był juz tak zmeczony, że właściwie to było mu wszystko jedno.
Oderwał wzrok od migoczących kropel wody na szybie kuchni. Przeszedł dalej i zatrzymał się w wejdziu drzwi. Łóżko było spore, z pewnoscią zmieściły się na nim by ze trzy osoby. Jednak zastał tam jedynie jedna osobę, pięknie ubraną w gustowny strój. Zapach jaki roztaczała wokół siebie przywodził na myśl ogród różany, tyle, że pokryty cierniami. Wyłapał jej uśmiech, który tak rzadko sie pojawiał, ze niemal był rarytasem spośród wszelkaich uśmiechów jakie widział.
- Zahil mnie za to zabije. Wiesz o tym co będzie jak sie dowie - Zaczął ze skrzywionym uśmiechem.
- Nie musi o tym wiedzieć. Jest stanowczo zbyt ślepy by takie rzeczy costrzeć.
- Nie jestem tego taki pewien Nisaya. Wiesz jaki jest teraz ostrożny.
- To totalny dupek. W ogóle o mnie nie dba. - Poskarżyła się, on ja uciszył jednym gestem i zabrał w swoje objecia. Uśmiechnęła sie zdradziecko i rozgłożyła go na łopatki, jednym sprawnym ruchem. - Wolę Ciebie - Wymruczała.
- Spróbuję nadzayć za tobą, jednocześnie wyprzedzajac cię zawsze o krok.
Uśmiechnął sie również i pocałował ją. Arek jak na wytrawnego wojownika doskonale wiedział jak pracowac przy takich okrutnych osobach jak Nisaya. To była władcza kobieta i stanowcza, niewielu potrafiło sobie z nią poradzić i wyżyć przy niej w ciągu pięciu minut. Ale on ją okiełznał. Była mu całkowicie teraz posłuszna.
Nagle światło latarni zgasło, kiedy akurat dochodzili do sedna sprawy. Cel zlikwidowania Deamon i pogrzebania flagi deriońskiej był zaledwie w zasięgu ręki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Ameliie




Dołączył: 28 Paź 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Wto 15:10, 15 Lut 2011    Temat postu:

Oł... Tsuki to jest zupelnie cos innego od tego czego sie spodziewalam 0.0 Niska, Arek gz rol czarnych charakterow xd Zah slepy na cos takiego? :0 Ja chce kontynuacji!!~~ kurde normalnie jak fangirl xd a z nimi laczy sie zazwyczaj fanserwis >.> tak wiec pisz bo sama sobie dorobie historie ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Wto 21:14, 15 Lut 2011    Temat postu:

***

-Ała! To bolało!
- Miało boleć. Będziesz obrywać za każdą błędną powtórkę. - Ostrzegł, nadstawiajac broń. - Jeszcze raz.
- Zaklinacz posiada trzy podstawowe formy przywołania, dwie bojowe, jedną obronną i jedną specjalną. Podstawowe formy to kruk, wilk i ryba. Formy bojowe to lew i niedźwiedz, obronna forma to jest żółw a forma specjalna to smok. do formy specjalnej dochodzą nieliczni i zdobywaja ją dopiero po pokonaniu jednego ze smoków i okiełznaniu jego duszy. Potem trzeba połączyć się z ów duchem tak jak przy formach bojowych i obronnych.
Czekała na kolejny cios, jakoby się mogła pomylić w którymś fragmencie. Nauka bycia zaklinaczem była cholernie trudna i Tsuki nie raz miałą wrażenie, że chociażby łucznicy ucząc sie u Zahila mieli znacznie zabawniej i łatwiej. Zazdrosciła im tej zręczności. Westchnęła cieżko, ulga jaką poczuła kiedy ciosu nie otrzymała była ogromna.
Hayliash wcale nie był zainteresowany tym co myśli jego uczennica. W ostatnich latach do ich gangu w ogóle nie przybywało nowcyhc zaklinaczy, zatem Tsuki jako jedyna się uczyła 'tej trudnej drogi'. Hayliash był w oczach ucznia srogi, wredny i w ogóle nie interesujacym się sukcesami zaklinacza. W ogóle nie zasługiwał na miano nauczyciela. Cały czas dawał strasznie dużo nauki, zero przyjemności, multum stresu i tylko na bitwach pozwalał jej się w spokoju wybiegać, ale wtedy i tak była pod opieką Zahila, wiec za dużo to luzów nie miała. I to ja najbardziej denerwowało. Czasem wymykała się dyskretnie i chodziła do Horus podręczyć inne gangi, jednak na ogól kończyło sie to biciem i obrywaniem stosem nowych ksiażek do nauki. Ni było to przyjemne, lecz czasem jej te wyprawy sie opłacały.
- Dobrze. Podaj teraz definicję zależnosci miedzy przywołanym stworzeniem za jego zaklinaczem.
Tsuki miałą już zacząć, gdy nagle Zahil wpadł z wizytą do pokoju. Tsuki od razu sie uczieszyła na jego widok, jednak nie było tego widać po Hayliashu. To od razu podburzyło jej humor. Mimo to, zahil wyglądał na rozluźnionego i zadowolonego.
- Aszdenu danator De Lupoer - Przywitał sie uroczystym tonem, kłaniając sie lekko ku nie mu.
- Daruj sobie Hayliah. Tsuki chyba nawet nie wie co to znaczy. Jeszcze.
Przełkneła ślinę, na razie pozostajac cicho. Domysliła się jedynie, ze było to coś na wzór przywitania.
- Mogę zabrać na dłuższą chwilę Tsuki?
Tsuki znów nabrała pewnosci. Ciekawe też po co chce ją zabrać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Uznam to za tak. - Odparł z uśmiechem, po czym złapał Tsuki za rękę i uciekł z nią z pokoju.
***
- Moge wiedzieć w jakim celu? - Spytała nieśmiało, nadal bedąca ciągnieta.
- W żadnym. Po prostu chciałem cie wyciagnać od jego wykładów. Wiem jak to jest, ale on dobrze uczy.
- Jest wredy. Ciągle robie coś źle. W ogóle nie zauważa tego co robię. - Odparła naburmuszona.
Puścił ją. W końcu była wolna. W pewnym sensie. Nawet jeśli by uciekła, użył by jednej ze swoich cudownych umiejętności i by ja dogonił. Chociaż... z drugeij strony warto byłoby spróbować.
Puściła biegiem przed siebie, najszybciej jak umiała. Po chwili nie wiedziała już za soba Zahila, ale nadal biegła przed siebie. Nagle grzmotnęła o coś twardego całym ciałem i wywaliła się na ziemię. Po chwili dotarło do niej to co sie stało. Wpadła na Zahila. Chocera, specjalnie ja wyminą, wiedziała, ze tak bedzie. Spodziewała sie jednak, ze zaraz będzie jakis krzyk czy coś, jednak natrafiła jedynie na wyciągnietą rękę. Pomógł jej wstać. Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Nie martw sie, nie powiem o tym, ale następnym razem mi nie uciekaj. Zrozumiano?
- O-oczywiscie. - Odpowiedział zmieszana.
- W następnym tygodniu idziemy bronić północjen bamy w dzielnicy Ardir. Chcę cie tam widzieć.
Opadła na kolana? Ardir? Chyab nie mówi poważnie. Ni, zgrywa sie z niej. Zabawia się jej kosztem. Ona i Ardir? To jej mazenie się tam dostać i pomagac w obronie. Mogła by wykorzystać chociaż część teorii Hayliasha. Ale ten nigdy by jej tam nie pozwolił iść. Dałby jej w ksiażce oczywiście dwa tysiace podoów dlaczego miałaby tam nie iść. Ale to stwierdzenie prszedło jej najśmielsze oczekiwania.
- Chyba sobie żartujesz.
- Nie, mówię całkiem poważnie. Chcę cie tam widzieć. Obojętnie czy sie Hayliash zgodzi czy nie. Już o to zadbam.
Uśmiechneła się niepewnie. To ja znacznie osłabiło. W pewnym sensie.

Z góry wszystko było obserwowane. Uwadze kruka nic nie umknęło. Nisaya uśmiechnęła się katem dzioba. Wszystko szło jak po maśle. Miała ostatni fragment układanki w zasięgu dłoni. Już nie długo Tsuki stanie sie najważniejszą osobą a zarazem najgorszą. Zatrzepotała szkydłami i zakrzezała radośnie. Och, było tak idealnie, tak cudownie, tak złowieszczo!
Wybranieć pochłonie Serce Keribesa i Iberią wstrząsnie nowa istota, zrodzona z szału i pragnąca jedynie zadawać ból. A ona bedzie kontrolować ten twór.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Śro 20:36, 02 Mar 2011    Temat postu:

- Tuski!
- Co znów zrobiłam nie tak? - Spytała chylac sie przed koleją strzałą. Z trudem. Siadła sapiac kiedy Zahil opuscił kuszę. Och, jaka ona byłą ładna.
Pokręcił głową i sam usiadł. W głowie miał tyle myśli. Ale wiedział, ze Tsuki sobie poradzi, potrzebował teraz jak najwiecej ludzi do grup. Musiał cała gildię zebrać, nawet jak nie byli do konca gotowi na takie wyprawy.
- Nie stój jak słup soli kiedy rzucam na siebie cień. W taki sposób na pewno przegrasz każdy pojeynek z łucznikiem.
Rozmarzyłą sie, wsłcuhujac się w każde jego słowo. Mogłąby tak całymi dniami siedzieć i słchuać jego słów. Nie to co z Haliashem. On miał tak nudne wykłady i praktycznie zero praktyki. To było nużące i jakby specjalnie ja tak ograniczał.
Wiatr poruszył źdźbłami traw i zaszumiał wśród drzew. Tsuki w końcu padła na trawę rozkłądajac na krzyż ręce.
- Coś powiedziałem nei tak? - Spytał wstajac i zatrzymując się nad jej głową.
- Nie.
- Co wiec?
- Nic, nic. Zmeczyłam się. - Odparła i przymkneła oczy. Zahil w tym czasie odszedł od niej i zatrzymał sie na krawędzi wzniesienia. Zamyślił się. Tsuki sie przekręciła na brzuch i oparła o ramiona, aby było jej lepiej leżeć. Czułą że Zahil się o coś martwi, tyle, ze jeszcze nie wiedziałą o co. Cześciowo czułą sie temu winna, ale nic nie mogła na to poradzić. Teraz nadchodziły złe czasy, podobno naukowcy Nebana z mirhur wynaleźli broń zdolną zniszczyć wszystkie klany za jedym machnieciem ręki. Podobno w niedługim czasie Valorianie mieli użyć tej śmiercionośnej broni na próbę gdzieś w Ardir. Ale to były na raize jedynie pogłoski dotycząte takich spraw, na które Tsuki była jeszcze zbyt młoda i nieświadoma.
Nie wiedzieć czemu niedawno Nisaya zaprosiła ją na potajemną rozmowę jutro w nocy. W dodatku w swojej kwaterze co było bardzo podejrzane. Ale tak czy siak musiałą tam iść nawet jak to było niecodziennym zdarzeniem . Wokół się niej dzieje tyle teraz. Od tego straznie bolała ją głowa, i miałą nadzieję, ze tylko od tego.
- Jutro wyjeżdżam.
Tsuki oderwała sie na moment. Wyjeżdza? Ostatnio dość często to robił. Próbowała nawet podsłuchac gdzie, ale z reguły kończyłosię to fiazkiem i do tej pory nie wiedziała gdzie.
- Moge spytac dokąd?
- Ah, tak. Ty jeszcze nie wiesz.
- No masz racje. Nie wiem.
Zamyslił się. Tyle jeszcze niewiedziała. Byłą zupełnie nieświadoma zagrożenia jak on zaledwie 3 miesiace temu. Wtedy to odkrył spisek wymierzony w samo serce Derionu. A juz tyle czasu minęło, on wiciąż nie miał odpowiednich informacji by temu ajkoś przciwdziałąć. Ale teraz złapali w Tyconterodze podobno jakiegoś spiega co wie to i owo o tym planie. Musiał tam wyjechać, bo za tydzień bronią bramy w Ardir. Za tydzień mają użyć swojej tajnej broni, wypróbowac ją do bardziej złych celów. Bycie liderem jednej z najpotężniejszych nacji w Derionie nie było łatwe. I nie chodzi tylko tutaj o podstawowe obowiązki. Musiał dbać o swoich ludzi i chronić ich za wszelka cenę. W dodatku przeczuwał, ze coś w jego kręgach się szerzy złego, moze nie wiedział jeszcze co, ale próboiwał wypleniac wszystko w zarodku. To wszystkie czaem nie okazywalo się takie łatwe. Czuł sie za to wszystko odpowiedzialny. I miał mało osób którym mógłby zauwać, zbyt mało. można by ich policzyc palcem jednej dłoni.
- Zahil?
Pytanie wytrąciło go z jego zamyśleń. Nieobecnym wzrokiem powrócił do Tuski.
- Zahil!
- S-słucham cię już.
- Powiedz mi co się dzieje. Bo wiem że coś jest nie tak jak być powinno.
- Musze wyjechać do Tyconterogi. W między czaie wyślę cię do Duchowego Sanktuarium wraz z Nisayą, Turbo i Amel. Polecam byś sie ich słuchała i nie wymykała. Trzeba sprawdzić dokumenty w bibliotece i trzeba im w tym pomóc. Rozumiesz mnie?
- Tak - Wymruczała niechetnie i wstała - Polecam przebieżkę wokół jeziora. Cokolwiek by to nie było pamietaj ze mi mozesz zaufać.
- Ta, myślę, że to będzie doskonały pomysł. Podobno i tak dzisiaj wybirasz sie do Nisy z wizytą.
I pobiegli. Na razie lepiej było zapomniec o tych wszystkich troskach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Nisaya13
Administrator



Dołączył: 21 Paź 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 19:24, 03 Mar 2011    Temat postu:

Tsuki, natchnęłaś mnie. ;>
Wczułam się. :D I pozwoliłam sobie dopisać kolejną część tej historii. :P
Oczywiście nie chciałam ingerować w Twoje dzieło, dawno nie pisałam. Ciekawa byłam, czy jeszcze coś z tego pamiętam. Mam nadzieję, iż nie poczujesz się urażona. Po prostu omiń to i jedź dalej ze swoją historią. ;)



Posiadłość Nisayi wcale nie robiła spodziewanego wrażenia. Tsuki nigdy tu nie była, domyślała się jednak solidnego budynku z litego kamienia; zimnego i ponurego. Miast tego zastała przytulną kamieniczkę. Irracjonalne, w końcu Nisaya zawsze robiła wrażenie pogodnej osoby. Skąd nagłe przyszła jej do głowy wizja posępnego gmachu? Zaaferowana podążała w milczeniu za lokajem prowadzącym ją do gospodyni.
Mijali liczne komnaty. Posiadłość wyglądała na opustoszałą. Jak często Zahil przemierzał te korytarze? Czy rzeczywiście, jak głosiły plotki, nie miał wstępu do ustronia swej partnerki?
- To tutaj, proszę zaczekać. – ton lokaja był wyuczony. Zapukał do drzwi i uchylił je po sygnale, którego Tsuki najwyraźniej niedosłyszała. Zajrzał do wnętrza pokoju, po czym grzecznie usunął się z drogi wskazując gestem wnętrze pomieszczenia.
Tsuki niepewnie wsunęła się do gabinetu. Widząc za biurkiem opodal pogrążoną w dokumentach Nisayę, stanęła wyczekująco przy wejściu.
Gospodyni po chwili uniosła głowę znad papierów. Na jej twarzy wykwitł ciepły i przyjazny uśmiech.
- Witaj Tsuki. Usiądź proszę, nie stój tak pod ścianą. To w końcu żaden egzamin. Zaprosiłam cię tutaj z innego powodu.
Dziewczyna podeszła i niezgrabnie odpadła na krześle naprzeciw Nisayi. Zdenerwowanie nie pozwalało jej się rozluźnić. Jakie to ważne sprawy skłoniły Władczynie Demonów do zaproszenia jej – jednej z wielu podkomendnych w Gildii?
- Przejdę od razu do sedna, nie ma sensu przeciągać. – zaczęła bacznie obserwując rozmówczynie. - Może i jesteś młoda, jednak zawsze uważałam cię za osobę pojętną i zdolną. Nie widzę potrzeby taić przed tobą pewnych faktów, jak postanowił czynić to Zahil. Jesteś dojrzałą osobą, zdolną do samodzielnego podejmowania dojrzałych decyzji.
Nisaya w swojej przemowie wyraźnie położyła nacisk na słowo „dojrzałe”. Tsuki poczuła się jeszcze bardziej zmieszana. Jakie znowu tajemnice? I co wspólnego ma z tym Zahil? Jaka sprawa z nią związana mogła poróżnić kochanków? Tymczasem kobieta kontynuowała…
- Złe się dzieje w Królestwie. Pewnie doszły do ciebie już jakieś słuchy. Podobno wrogowie szykują do ataku nową broń, o sile rażenia, którą trudno sobie nawet wyobrazić. – Tsuki pogrążona w zamyśleniu i zapatrzona w swoje ręce jedynie lekko kiwnęła głową. Najwyraźniej nie docierało do niej pełne znaczenie tego, co właśnie zasłyszała. Nisaya wstrzymała się, dając jej chwile na przyswojenie informacji. – Pewnie zastanawiasz się jaki to ma związek z Tobą. - dziewczyna przytomniej spojrzała na przełożoną, jakby wyrwana z transu. – Musimy działać. Bezczynnie czekając na ofensywę Valorian nie przysporzymy sobie chwały, a tym bardziej nie wpłyniemy na pozostanie naszych głów na swoich miejscach. Cóż… nie mamy wielkiego pola manewru. Jest jedna możliwość zapewnienia sobie należytej ochrony, lecz… - zawahała się. - Zahil całkowicie ją wyklucza… Zawsze kierował się emocjami, nie zaś zdrowym rozsądkiem. – teraz to ona się zapatrzyła. Zamilkła, najwyraźniej wspominając sytuacje będące potwierdzeniem tych słów. Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech, dodało jej to wiele uroku. – Tsuki, ile byłabyś w stanie zrobić dla dobra swoich przyjaciół?
Pytanie było tak nagłe i zdecydowane, że dziewczyna się zawahała.
- Yyy… ja…? Chyba wszystko… czego nie uznałabym za złe.
Nisaya przytaknęła. Takiej odpowiedzi się właśnie spodziewała.
- Tsuki, o nic cię nie proszę, ponieważ nie wypada nikogo prosić o coś takiego. Chce ci tylko przekazać pewne informacje. Co z nimi zrobisz – to zależy od Ciebie. – spojrzała wyczekując na znak potwierdzający, że dziewczyna właściwie odebrała jej słowa. Odpowiedzią było niepewne przytaknięcie.
Nisaya wstała, wyciągnęła z komody jakieś zawiniątko. Odpakowała je. Była w nim sfatygowana księga. Kobieta przeszła za drugą stronę biurka, stanęła tuż nad swoim gościem. Ceremonialnie położyła starą księgę na blacie. Widocznie miała wielką wartość.
- Ten wolumin zdobyłam dawno temu, kiedy z Zahem… terroryzowaliśmy Gebrę. – zaśmiała się z własnego doboru słów, jak i na wspomnienie tamtych czasów. Natychmiast spoważniała. – Zapuściliśmy się wtedy na teren Valoriańskiego zamku. Oczywiście zgubiliśmy się, a szukając wyjścia trafiliśmy na ukryte korytarze prowadzące pod fasadą. Stamtąd ta księga pochodzi. Studiowałam ją, jednak mało w niej o mojej profesji… za to sporo o zaklinaczach. Opisane są tu pewne techniki – dla mnie bezużyteczne. Jednak wiedza zawarta miedzy tymi kartami może okazać się teraz niezwykle istotna. – Tsuki słuchała zafascynowana. – Zakładam, że Hayliash dobrze cię przygotował w kwestii przywołań. Jest tu o nich cała masa informacji, większość pewnie znasz. Szczególnie interesujący jest rozdział o… - Nisaya pochyliła się nad tomem, szukając odpowiedniej karty. Mruknęła zadowolona znalazłszy to, czego szukała. - …smokach.
Tsuki skupiła całą uwagę na wskazanej stronie. Jeżeli z jej powodu Nisaya zdecydowała się wezwać młodą zaklinaczkę do siebie, musiało być tam faktycznie coś istotnego.
- Nie jestem znawcą w tej tematyce, – kontynuowała. – jednak z tego co rozumiem, księga podważa większość tego, co wiemy o smoczej jedności. Sugeruje, iż wyjątkowo zdeterminowany zaklinacz zapanować może nad smoczym demonem, istotom niematerialną, nie zaś wyłącznie nad duchem smoka, którego sam pokona. Sama nie do końca to rozumiem…
- Chodzi o to, że gdy dusza oddziela się od ciała, jest ona w tym momencie znacznie osłabiona. – Nisaya uśmiechnęła się skrycie; zainteresowanie dziewczyny, wciągnięcie ją w dyskusje, zaintrygowanie jej… to wszystko czego póki co potrzebowała. – Pozwala to zaklinaczowi bez większego problemu ją okiełznać. Jeżeli jednak dusza zbyt długo swobodnie dryfuje pomiędzy wymiarami, umacnia ją to. Zaklinacz, który odważy się z nią połączyć wiele ryzykuje. Jego dusza może okazać się zbyt słaba. I wtedy pojawiają się problemy… - Tsuki przygasła. Przypomniały jej się wykłady, w których Hayliash przestrzegał ją, a za razem straszył. Kiedyś jego opowiadania o chełpliwych zaklinaczach nie dawały jej spać, teraz już zrozumiała, że takie historie to cześć jej profesji i lepiej (oraz przezorniej) mieć je zawsze na uwadze.
- Smocze demony to potężne duchowe twory, - dalej kontynuowała już Nisaya - niemniej bez zaklinacza, który by nakierował ich moc w konkretny cel i nadał jej konkretną postać, nie znaczą wiele więcej niż zeszłoroczny śnieg. A w tej księdze – uniosła ją z biurka zamykając, po czym przycisnęła do piersi jakby obawiając się o jej bezpieczeństwo. – opisane jest jak się z taką bestią połączyć unikając samoistnego zatracenia. – Gospodyni stanęła w oknie zapatrzona na krajobraz Derionu. – Nie ma żadnej gwarancji, że to zadziała, ale jeżeli jest chodźmy cień szansy, nadzieja… ehh. – Zawahała się. Wyglądała na strapioną. – Jak wspomniałam na początku, nie śmiem cię o nic prosić… Nawet mówienie o tym sprawia mi trudność… Zawsze byłaś dla mnie i Zahila jak… córka… Córka, której nie przyszło nam doczekać i pewnie już nie przyjdzie. – Tsuki była zaskoczona tą przemową. Nisaya nigdy się przed nią tak nie uzewnętrzniała. Zawsze spokojna, opanowana, poukładana. - Jesteś jedną z niewielu osób, które uważam za godne zaufania. Za parę dni ruszamy do Duchowego Sanktuarium. Masz zatem czas do namysłu.
Dziewczyna kiwnęła głowa. Nie było jej w tej chwili stać na nic więcej.
- Tsuki… nie mów nic Zahilowi. Nie będzie zadowolony gdy się dowie, że zdradziłam Ci to wszystko i pozwoliłam na samodzielnie podjęcie decyzji. Wiesz z resztą jaki on jest… lepiej go nie denerwować. – niewinny uśmiech kobiety złagodził ciężką atmosferę. - Liczę na twoją dyskrecję, nie dobrze byłoby, gdyby ta wiedza się rozprzestrzeniła. Mielibyśmy jeszcze więcej kłopotów, niż mamy ich obecnie. – kolejne przytaknięcie. Nie mogło pójść lepiej.

~ * ~

Nisaya obserwowała przez okno swojego gabinetu, jak lokaj kieruje dorożkę z gościem w stronę traktu. Zimny uśmiech zdobił jej oblicze. Lepiej tego rozegrać nie mogła. Widziała ogromne przejęcie w oczach Tsuki; jej własne uczucia i wizja utraty przyjaciół zdziałać mogły więcej, niż żmudne nakłanianie dziewczyny do własnych racji. Blisko godzina opowiadania anegdotek z dawnego życia Deamon też nie poszła na marne. Gildia, to było coś, co obie kochały. Przynajmniej kiedyś.
Kobieta zbliżyła się do komody, upewniając się czy jej skarb jest bezpieczny. Zamek wydawał się niewzruszony. Wtem zamigotała świeca, gasnąć niemal całkowicie na ułamek sekundy. Cień na ścianie. Jakby znikąd, ale bardzo blisko. Zbyt blisko.
Nisaya uchyliła się w kolejnym ułamku sekundy. Zdążyła dojrzeć charkam wbity w komodę. Odskoczyła. Dobyła swej różdżki mierząc przeciwnika.
- Luna. – niemal wypluła to imię. – Ładnie to celować komuś w plecy?
- Tacy jak ty nie zasługują na nic innego. – głos miała spokojny, aczkolwiek zdecydowany.
- Tacy jak ja?
- Nie udawaj. Zapłacisz za wszystko co zrobiłaś… i co jeszcze zrobić zamierzałaś. – złowrogi ton ostrzegał, iż napastniczka jest zdeterminowana i poważna. Śmiertelnie poważna.
Nisaya oceniła sytuację. Nie była uzbrojona, nie miała nic prócz broni. Luna natomiast wydawała się być doskonale przygotowana do walki. Wiedziała, że swojej ofiary nie należy w żadnym stopniu lekceważyć.
Rycerz Cienia kontynuował natarcie. Nisaya uskoczyła ciskając Lunie krzesło pod nogi. Jakim cudem mogła się dowiedzieć? Skąd?
Ucieczka, nic innego nie wchodziło w grę mając przed sobą wykwalifikowanego Skrytobójcę, a w dodatku samemu będąc bez rynsztunku. Zaćmienie. Teraz ma kilka cennych sekund. Rzuciła się na korytarz, biegiem dopadła jakichś drzwi. Biegła przejściami łączącymi komnaty. Nie oglądała się, wiedziała, że łowczyni depcze jej po piętach.
Nagle oprzytomniał jej umysł. Dopadła okna, wybiła je. Po chwili szybowała na zewnątrz w postaci kruka. Domyślała się, że Lunie nie sprawi to wiele kłopotów, podąży za nią tak czy inaczej. Miała już jednak upatrzony cel, wiedziała gdzie zmierza… Musiała tylko nie dać złapać się w drodze.
W dole wiąż widziała przemykający cień.
Oby był na miejscu przed czasem, jak to miał w zwyczaju. Oby…
Kruczym oczom ukazała się chatka. Mana, koniec lotu. Trudno, i tak już nie daleko. Otoczyła się Gniewem i rzuciła pędem. Gdy ochronna bariera opadła, od budowli dzieliło ją kilkanaście metrów. Pogoń dopadła ją w następnej sekundzie, powalając na ziemię. Kolejne Zaćmienie. Pozostało jej się bronić, pytanie tylko jak długo zdoła to robić?
Poczuła bolesny cios, Luna raniła ją w udo. Zamachnęła się sprawną nogą odrzucając resztką siły przeciwniczkę. Oczy zaszły jej mgłą. To wszystko na co było ją stać? Sama nie mogła w to uwierzyć. Zabójczyni gotowała się do ostatecznego natarcia. Nisaya ścisnęła różdżkę, czekał ją ostatni, histeryczny atak. Musiała go rozegrać najlepiej jak potrafiła.
Świst. Strzała. Ciało Luny osunęło się bezwładnie.
Zahil? Podniosła wzrok. Oczywiście, że nie! Czemu niby o nim pomyślała? Ogarnęła ją złość na samą siebie.
- Arek! – spróbowała się poderwać, nie wyszło jej to jednak tak, jak zamierzała. Rana byłą głęboka.
- Moja droga, uprzędź mnie proszę na następny raz, gdy zaplanujesz sprowadzić jakichś gości… - w tonie wybawcy wyczuć można było osłupienie, jakby drwiną próbował zatuszować to, jak bardzo jest wstrząśnięty. Spojrzał na kusze, tak jakby to nie jego dłoń właśnie wyprowadziła z niej śmiercionośnego bełta. Zabijanie przyjaciół w praktyce znacznie różniło się od teorii. W każdym razie uwaga zirytowała Nisayę.
- Musimy dowiedzieć się kto ją tu przysłał. – przerwała mu, po czym sama się zamyślała - Zawsze była taka cicha… na uboczu… Obserwowała. Nie zwracaliśmy na nią uwagi, być może teraz będziemy musieli za to płacić.
Odpowiedziała jej cisza.
- Czemu tak stoisz? Zrób coś z nią! Przecież nie możemy jej tak zostawić! – parsknęła rozeźlona.
Wojownik spojrzała na nią jak na kogoś obcego. Dopiero po chwili się otrząsnął.
- A ty…? – zapytał cicho.
- Nic mi nie będzie, nie takie rany leczyłam. Do jutra nie będzie po nich śladu.
Zrezygnowany zabrał się za powierzone zadanie. „Dama”, którą przed chwilą miał okazję wyratować, pokuśtykała w stronę domku. Wiedział, co należy zrobić. Wiedział też, że owa „dama” po skrupulatnym wykonaniu zadania zrobi równie wiele, aby ułatwić mu zapomnienie o straszliwych scenach tej nocy.


Ostatnio zmieniony przez Nisaya13 dnia Czw 19:25, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Czw 19:29, 03 Mar 2011    Temat postu:

Wiesz co... zepsułaś mi trochę sytuację, ale da się to chyba naprawić. W sumie całkiem ciekawy kawałek XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Nisaya13
Administrator



Dołączył: 21 Paź 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 19:35, 03 Mar 2011    Temat postu:

Ale to wcale nie miała być kontynuacja :P Tylko powrot do korzeni :D
swojego czasu tez pisalam i to sporo :)
nie musisz sie dostosowywac, to w koncu Twoje opowiadanie. ja tu przeciez tylko za czarnyc charakter robie :D


Ostatnio zmieniony przez Nisaya13 dnia Czw 19:37, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Czw 19:36, 03 Mar 2011    Temat postu:

Ale to... cuh. Smyrnę od ciebie i nieco dodam/przerobię. Bo ten wątek z Nisą miał nieco inaczej wyglądać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Czw 20:19, 03 Mar 2011    Temat postu:

Przerobione x3

Posiadłość Nisayi wcale nie robiła spodziewanego wrażenia. Tsuki nigdy tu nie była, domyślała się jednak solidnego budynku z litego kamienia; zimnego i ponurego. Miast tego zastała przytulną kamieniczkę. Irracjonalne, w końcu Nisaya zawsze robiła wrażenie pogodnej osoby. Skąd nagłe przyszła jej do głowy wizja posępnego gmachu? Zaaferowana podążała w milczeniu za lokajem prowadzącym ją do gospodyni.
Mijali liczne komnaty. Posiadłość wyglądała na opustoszałą. Jak często Zahil przemierzał te korytarze? Czy rzeczywiście, jak głosiły plotki, nie miał wstępu do ustronia swej partnerki?
- To tutaj, proszę zaczekać. – ton lokaja był wyuczony. Zapukał do drzwi i uchylił je po sygnale, którego Tsuki najwyraźniej niedosłyszała. Zajrzał do wnętrza pokoju, po czym grzecznie usunął się z drogi wskazując gestem wnętrze pomieszczenia.
Tsuki niepewnie wsunęła się do gabinetu. Widząc za biurkiem opodal pogrążoną w dokumentach Nisayę, stanęła wyczekująco przy wejściu.
Gospodyni po chwili uniosła głowę znad papierów. Na jej twarzy wykwitł ciepły i przyjazny uśmiech.
- Witaj Tsuki. Usiądź proszę, nie stój tak pod ścianą. To w końcu żaden egzamin. Zaprosiłam cię tutaj z innego powodu.
Dziewczyna podeszła i niezgrabnie odpadła na krześle naprzeciw Nisayi. Zdenerwowanie nie pozwalało jej się rozluźnić. Jakie to ważne sprawy skłoniły Władczynie Demonów do zaproszenia jej – jednej z wielu podkomendnych w Gildii?
- Przejdę od razu do sedna, nie ma sensu przeciągać. – zaczęła bacznie obserwując rozmówczynie. - Może i jesteś młoda, jednak zawsze uważałam cię za osobę pojętną i zdolną. Nie widzę potrzeby taić przed tobą pewnych faktów, jak postanowił czynić to Zahil. Jesteś dojrzałą osobą, zdolną do samodzielnego podejmowania dojrzałych decyzji.
Nisaya w swojej przemowie wyraźnie położyła nacisk na słowo „dojrzałe”. Tsuki poczuła się jeszcze bardziej zmieszana. Jakie znowu tajemnice? I co wspólnego ma z tym Zahil? Jaka sprawa z nią związana mogła poróżnić kochanków? Tymczasem kobieta kontynuowała…
- Złe się dzieje w Królestwie. Pewnie doszły do ciebie już jakieś słuchy. Podobno wrogowie szykują do ataku nową broń, o sile rażenia, którą trudno sobie nawet wyobrazić. – Tsuki pogrążona w zamyśleniu i zapatrzona w swoje ręce jedynie lekko kiwnęła głową. Najwyraźniej nie docierało do niej pełne znaczenie tego, co właśnie zasłyszała. Nisaya wstrzymała się, dając jej chwile na przyswojenie informacji. – Pewnie zastanawiasz się jaki to ma związek z Tobą. - dziewczyna przytomniej spojrzała na przełożoną, jakby wyrwana z transu. – Musimy działać. Bezczynnie czekając na ofensywę Valorian nie przysporzymy sobie chwały, a tym bardziej nie wpłyniemy na pozostanie naszych głów na swoich miejscach. Cóż… nie mamy wielkiego pola manewru. Jest jedna możliwość zapewnienia sobie należytej ochrony, lecz… - zawahała się. - Zahil całkowicie ją wyklucza… Zawsze kierował się emocjami, nie zaś zdrowym rozsądkiem. – teraz to ona się zapatrzyła. Zamilkła, najwyraźniej wspominając sytuacje będące potwierdzeniem tych słów. Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech, dodało jej to wiele uroku. – Tsuki, ile byłabyś w stanie zrobić dla dobra swoich przyjaciół?
Pytanie było tak nagłe i zdecydowane, że dziewczyna się zawahała.
- Yyy… ja…? Chyba wszystko… czego nie uznałabym za złe.
Nisaya przytaknęła. Takiej odpowiedzi się właśnie spodziewała.
- Tsuki, o nic cię nie proszę, ponieważ nie wypada nikogo prosić o coś takiego. Chce ci tylko przekazać pewne informacje. Co z nimi zrobisz – to zależy od Ciebie. – spojrzała wyczekując na znak potwierdzający, że dziewczyna właściwie odebrała jej słowa. Odpowiedzią było niepewne przytaknięcie.
Nisaya wstała, wyciągnęła z komody jakieś zawiniątko. Odpakowała je. Była w nim sfatygowana księga. Kobieta przeszła za drugą stronę biurka, stanęła tuż nad swoim gościem. Ceremonialnie położyła starą księgę na blacie. Widocznie miała wielką wartość.
- Ten wolumin zdobyłam dawno temu, kiedy z Zahem… terroryzowaliśmy Gebrę. – zaśmiała się z własnego doboru słów, jak i na wspomnienie tamtych czasów. Natychmiast spoważniała. – Zapuściliśmy się wtedy na teren Valoriańskiego zamku. Oczywiście zgubiliśmy się, a szukając wyjścia trafiliśmy na ukryte korytarze prowadzące pod fasadą. Stamtąd ta księga pochodzi. Studiowałam ją, jednak mało w niej o mojej profesji… za to sporo o zaklinaczach. Opisane są tu pewne techniki – dla mnie bezużyteczne. Jednak wiedza zawarta miedzy tymi kartami może okazać się teraz niezwykle istotna. – Tsuki słuchała zafascynowana. – Zakładam, że Hayliash dobrze cię przygotował w kwestii przywołań. Jest tu o nich cała masa informacji, większość pewnie znasz. Szczególnie interesujący jest rozdział o… - Nisaya pochyliła się nad tomem, szukając odpowiedniej karty. Mruknęła zadowolona znalazłszy to, czego szukała. - …smokach.
Tsuki skupiła całą uwagę na wskazanej stronie. Jeżeli z jej powodu Nisaya zdecydowała się wezwać młodą zaklinaczkę do siebie, musiało być tam faktycznie coś istotnego.
- Nie jestem znawcą w tej tematyce, – kontynuowała. – jednak z tego co rozumiem, księga podważa większość tego, co wiemy o smoczej jedności. Sugeruje, iż wyjątkowo zdeterminowany zaklinacz zapanować może nad smoczym demonem, istotom niematerialną, nie zaś wyłącznie nad duchem smoka, którego sam pokona. Sama nie do końca to rozumiem…
- Chodzi o to, że gdy dusza oddziela się od ciała, jest ona w tym momencie znacznie osłabiona. – Nisaya uśmiechnęła się skrycie; zainteresowanie dziewczyny, wciągnięcie ją w dyskusje, zaintrygowanie jej… to wszystko czego póki co potrzebowała. – Pozwala to zaklinaczowi bez większego problemu ją okiełznać. Jeżeli jednak dusza zbyt długo swobodnie dryfuje pomiędzy wymiarami, umacnia ją to. Zaklinacz, który odważy się z nią połączyć wiele ryzykuje. Jego dusza może okazać się zbyt słaba. I wtedy pojawiają się problemy… - Tsuki przygasła. Przypomniały jej się wykłady, w których Hayliash przestrzegał ją, a za razem straszył. Kiedyś jego opowiadania o chełpliwych zaklinaczach nie dawały jej spać, teraz już zrozumiała, że takie historie to cześć jej profesji i lepiej (oraz przezorniej) mieć je zawsze na uwadze.
- Smocze demony to potężne duchowe twory, - dalej kontynuowała już Nisaya - niemniej bez zaklinacza, który by nakierował ich moc w konkretny cel i nadał jej konkretną postać, nie znaczą wiele więcej niż zeszłoroczny śnieg. A w tej księdze – uniosła ją z biurka zamykając, po czym przycisnęła do piersi jakby obawiając się o jej bezpieczeństwo. – opisane jest jak się z taką bestią połączyć unikając samoistnego zatracenia. – Gospodyni stanęła w oknie zapatrzona na krajobraz Derionu. – Nie ma żadnej gwarancji, że to zadziała, ale jeżeli jest chodźmy cień szansy, nadzieja… ehh. – Zawahała się. Wyglądała na strapioną. – Jak wspomniałam na początku, nie śmiem cię o nic prosić… Nawet mówienie o tym sprawia mi trudność… Zawsze byłaś dla mnie i Zahila jak… córka… Córka, której nie przyszło nam doczekać i pewnie już nie przyjdzie. – Tsuki była zaskoczona tą przemową. Nisaya nigdy się przed nią tak nie uzewnętrzniała. Zawsze spokojna, opanowana, poukładana. - Jesteś jedną z niewielu osób, które uważam za godne zaufania. Za parę dni ruszamy do Duchowego Sanktuarium. Masz zatem czas do namysłu.
Dziewczyna kiwnęła głowa. Nie było jej w tej chwili stać na nic więcej.
- Tsuki… nie mów nic Zahilowi. Nie będzie zadowolony gdy się dowie, że zdradziłam Ci to wszystko i pozwoliłam na samodzielnie podjęcie decyzji. Wiesz z resztą jaki on jest… lepiej go nie denerwować. – niewinny uśmiech kobiety złagodził ciężką atmosferę. - Liczę na twoją dyskrecję, nie dobrze byłoby, gdyby ta wiedza się rozprzestrzeniła. Mielibyśmy jeszcze więcej kłopotów, niż mamy ich obecnie. – kolejne przytaknięcie. Nie mogło pójść lepiej.
- Jeszcze jedno Tsuki. Zapewne domyślasz się czemu tak Zahil ciagle wyjeżdża - Zaczeła równie cieżko, na co Tsuki od razu przeszły dreszcze od stóp do głów.
Mało jeszcze to było? Wiedza o przemianie w smoka, dawała kolosalna przewagę, względem jej poziomu nauczania obecnego, ale to było takie... trudne. Cieżko było się z tym oswoić.
Potrzepałą lekko głową chcąc przywrócić się do normalnego stanu. Ostatnio za dużo myslała. Teraz musiałą sie skupić i to poważnie.
- Też dlatego w tym celu wysłał nas do Sanktuarium. Powiem ci o co tak naprawdę chodzi ale musisz przysiąc, że nikomu o tymnie powiesz i zachowasz to dla siebie podczas przegladania zwojów w bibliotece. To... -zaczeła i spojrzała w okno. Było już ciemno - chodzi o nową broń Valorian, która... podobno moze zniszczyc wszystko. Rozumiesz? Dosłownie wszystko. Niestety, jak powszechnie wiadomo, nie przebywamy w zbyt przyjaznych stosunkach z nimi, a rozejm nas nie chroni całkowicie. Za tydzien... podobno mają ją użyć przeciwko nam jak próbny test przy bramie północnej Ardiru.
Wstzymała oddech. A więc o to chodziło? To przez cały czas Zahil przed nią ukrywał? To po to chodził na wędrówki w różne miejsca, nawet o tym nie mówiąc nikomu? Tsuki poczuła jak jej oczy zaszkliły się łzami, pospiesznie więc wytarła oczy, jakoby jej coś wpadło do kącików. Najwidoczniej tego Nisaya nie zauważyła. Z uwagą obserwowała co robi. Wyciągałą z szafy jakies zawiniątko, podłużne i zakończone jakimś ostym fragmentem. Ciekawsko zajrzała dalej, jednak Nisa juz to spostrzegła i schowała zawiniatko czym kolwiek by ono nie było. Natomiast kiedy usiadły obie na swoich krzeszłąch przy biórku Nisaya położyła miedzy nie ów przedmiot. Tsuki czuła bijacą od przedmiotu energię, bardzo mroczna i tajemniczą ale zarazem tak ciekawą.
- To jest coś co pozwoli nam wygrać. - Zaczęła, nadal nie otwierajac. Zaklinaczka przeniosłą wzrok z przedmiotu na Kapłana. Prost z jej oczu biła ta niezmierzona ciekawość i skupienie, jak jeszcze nigdy dotąd.
- To jest miecz obrońcy. Jedynie zaklinacz moze go użyć. To co czeka nas w walce w Ardir jest smokiem i to wcale nie byle jakim. - Westchnęłą cieżko - To jest Keribes.
Cisza. Utrzymująca się kilka minut i cieżka jak ołów w płucach cisza.
- K-Keribes? - Z niedowierzaniem wyszeptała. - Ale... przecież on od wieków nie żyje!
- Tak. Ale podobno oni znaleźli sposób na jego ożywienie. na razie to tylko pogłoski. Zahil dowiedział się o tym dokąłdnie trzy miesiące temu. Jak myślisz to dużo czasu, prawda? Te pogłoski mogą byc prawdiwe i strasznie dla nas bolesne. Wielu z nas moze zginać w tamtej walce. Zapewne słyzłaś ze starych kronik Iberyjskich, że do pokonania Keribese potrzeba bylo siły bogów.
- Tak. Ale skąd wziać tak ogromna moc? Tamtych strażników jest aż ośmiu! I co ja mam z tym wspólnego?
- Otóż... - Westchnęła. Sądziła, ze się domyśli do tego czasu. Ale tym lepiej dla niej. Ma zatem wieksze szanse na ukończenie tego wszystkiego. - Mamy zwój przemiany w smoka. Mamy miecz obrońcy. Ty zabijesz tego Keribesa, jeśli rzeczywiście to jest on. - Odpowiedziałą i rozwineła zawiniatko.
To co ujrzała Tsuki, przeszło jej najśmiejsze oczekiwania. Miecz był krótki jak sztylet, ale wprost wypływała z niego mroczna energia. Ostrze było zrobione z jakiegoś czarnego jak krucze srzydło kamienia, prawdopodobnie był to rzadki,k jadeitowy czarny diament. Właściwie z tego co się orientowała to ten minerał istniał jedynie w Gor a na świecie był go zaledwie kilogram jeszcze czy dwa. A na takie sztylet było potrzbea conajmniej trzech kilogramw wiec całkiem sporo jak na obecne realia. Rękojesc przemiotu była złoto-srebrna, a na niej były wyryte jakieś napisy. Po dłuższym przyjżeniu sie im, zauważyła że to smocze runy w również smoczym jezyku. Zdołała tozpoznać tylko frazy 'niewolnik' i 'oczyscić'. Wszystko było przyozdobione jakimiś kryształami, których Tsuki nie zdołała rozpoznać, zresztą, zapewne nie miało to znaczenia, prawdopodobnie prłniły jedynie funkcję ozdobniczą. jeszcze mało sie znałą na kryształach, w ksiegach jedynie podpatrzyłą parę fraz, nic wiecej. Haliyash stwierdził, ze to nauka wyższa i Tuski nie była jeszcze jej godna jako tak niedoświadczony zaklinacz.
- Dlatego poprosiłąm o wyprawę do Duchowego Sanktuarium. W jego bibliotece są zwoje o mieczu i zabiciu Keribesa, jednak one są silnie strzeżone. Będziemy musieli się tam zakraść ale to o tym na inny raz. Jeszcze do wyprawy zostało nam parę dni. - Westchnęła i zawinełą spowrotem przedmiot. To z jaką delikatnością go obwiązywała na nowo dowodziło jak ten miecz jest cenny. - Poszukamy razem odpowiednich zwojów. Tylko pamietan, ani słowa nikomu o tym co tu zaszło. Musisz przetrzymać miecz, na wszelki wypadek. Nikt nie będzie podejrzewać o to o czym my tu mówimy.
- Oczywiscie. Postaram się... jak najelpiej. - Szepnęłą i wzieła i zwój i miecz. były ciezkie, ale to chyba był w tym momencie najmniejszy problem jaki ja teaz dręczył.
- Zrób to dla Zahila. Jeżeli uratujesz mu tym skórę na pewno będzie ci strasznie wdzięczny. I nieźle się przysłużysz dla gildii - Uśmiechnełą się nikle.
Tusi również zebrało się na delikatny uśmiech. niepewna była tego wszystkiego, tych intryg i tym podobnych, ale skoro miało to pomóc jej gildii, dla której by życie oddała to czemu by nie zaryzykować? Dla Zahila wszystko!
Drzwi zatrzasneły siez łoskotem, na twarz kapłana wypełzł nikczemny uśmiech. Teraz musiała isć załatwić jeszcze parę formalności. Dosłownie formalnosci.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Śro 19:08, 09 Mar 2011    Temat postu:

Żeby nie było. To jest zaraz po tym fragmencie Nisy tym z Luną.

***
- Jak myślisz skad mogła o tym wiedzieć? - Spytał zaniepokojony tym stanem rzeczy. Wszystko miało zostać dyskretnie załatwione, by potem wybuchł wielki finał. Arek w dodatku miał na pieńsku z ich znajomymi Valorianami. Neban Maha liczył na jakiś dokładniejszy raport niż to co ostatynio mu wysłali. A wysłanie mu czegokolwiek, w dyskrecji, jest cholernie trudne. Jakby mało mieli problemów.
- To rycerz cienia durniu. Mogła się równie dobrze zakamuflować w moim pokoju i nawet bym nie zauważyła do pory gdyby zaczęło się wszystko sypać.
- A.. no tak. To właściwie logiczne.
- Yh, z kim ja musze pracować. Idź lepiej i mi podaj trochę nersańskich ziół. Cholerny sztylet, musiał być zatruty - przetarła zagojoną już ranę szmatką, wyraźnie czymś nasączoną, bo zapach chcąc czy nie chcąc dostał się do nozdrzy Arka.
- Zatruty powiadasz? Nie ważne, gdzie leżą te zioła?
- Tam gdzie zwykle, ughr, w szafie, dolna szufladka. W niebieskim pudełku.
Rzeczywiscie, znalazł niebieskie pudełko, jednak wszystko go to niepokoiło. Martwił sie o Nisayę, tak samo o siebie. A najbarjdziej dręczyła go śmierć Luny. Była przecież niewinna, była jego serdeczna przyjaciółką a on musiał ją zabić. Jeden strzał załatwił sprawę. Podając niebieskie pudełko z nersańskimi ziołami czuł jak ręce mimowolnie mu drżą. Przymknął na chwilę oczy i natychmiastowo odłożył pudełko. Czuł od niego nieprzemijajacy zapach śmerci, niestety mu już znany. Głos jego ukochanej wytrącił go z zamyśleń, brązowymi oczami oplatując jej ciało. Ta widać była niewzruszona tym co sie stało. Niebieski kosmyk włosów przysłonił jej na chwilę jedno z tych lodowatych błękitnych źrenic. Jako, że była teraz noc wszystko nadało jej upiornego wyglądu, a zamiast telikatnej twarzy widział przerażajace, blade oblicze. Księżniczka jak sie patrzy.
- Arek! - Krzyknęła jeszcze raz i zauważyła, że osiągnęła skutek zwrócenia na siebie uwagi.
- Wybacz księżniczko.
- Nie martw się skarbie, to zapewnie nie twoje pierwsze morderstwo i nie ostatnie. - Położyła swoją delikatną, bladą dłoń na jego umieśnionej i silnej. Czuła bijace tętno pod skórą. - Luna zapewne zrobiłaby z tobą to samo gdybyś jej na to pozwolił. Ja bym była pierwsza a potem ty. - Zarzuciła srogim tonem.
Uśmiechnął sie jedynie pod nosem i odszedł od niej na chwilę. Wyjrzał przez okno. Padał deszcz, było ciemno, i jedynie światło latarni dawało jakieś poczucie 'bezpieczeństwa'. O ile w ogóle tutaj można mówić o bezpieczeństwie, o ostrożnosci jednak trzeba było pamietać. Nie mogą sobie pozwolić na wiecej takich durnych wpadek jak ta z Luną. Nie mógłby... znów zabić. Nie wyszedłby na tym dobrze. Zabójstwo jednego przyjaciela było wystarczajaco podłe. Nawet jak na Nisayę, powinna byłą się opamietać... albo on. Ale wtedy by ja stracił. Luna brutalnie dokonałaby morderstwa i zemście na ukochanej, a to byłoby jeszcze gorsze. Z dwojga złego, dobrze postąpił ubijając Rycerza. W tym Nisaya miała straszną rację. Albo ona albo rycerz.
Jęknął z bólu. Na tyle cicho, że Kapłanka nic nie usłyszała.
Nagle coś oplotło go niczym wąż w pasie. Ze zgrozą wyczuł swoja ksieżną, jednak uśmiechnął sie. Dla niej wszystko.
- Daj spokój.
- Nie dam - odparł zgryźliwie - Co z Tsuki?
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Przynajmneij w tej kwestii wszystko idzie tak jak należy. A jutro jedziemy z Turbo i Amelie do duchowego. Przejrzeć zwoje dotyczące miecza i takie tam.
- Dobrze. Szkoda mi jej, naprawdę. Takiego losu nie życzyłbym nawet swemu największemu wrogowi.
- Mi też, ale ona jest idealna do tej roli. A ty nie musisz sie o nią martwić, w odróżnieniu od Luny ona będzie żyć. I to bardzo dobrze.
Przycisneła go bardziej, tak, ze nie odezwał sie już ani słowem. Zresztą, nie musiał, nie miał tak naprawde nic ciekawego do powiedzenia. Podporządkował się i tyle, co wywołało uśmiech na twarzy Nisayi i błogostan. Mimo bólu u nogi, który z pewnoscia musiałą jakoś odczuwać, bo niemożliwe byłoby ignorowanie tego wszystkiego, była szczęśliwa i 'dobra', wiec Arek był też łagodniejszy. Wmasowała dłonie w jego klatkę piersiową i zaciągneła do sypialni. Chciałą sie porządnie zrelaksować przed jutrzejszym wyjazdem. On zdążył zamknąć jedynie drzwi za sobą na klucz. Lepiej by nikt mu wtedy sie przeszkadzał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Pon 19:24, 14 Mar 2011    Temat postu:

Macie dalej. Następną część napiszę.... kiedyś.

***
Tsuki stała na korytarzu, z niecierpliwością wyczekując jej towarzyszy. Akurat przed soba miała wielką gablotę z obrazami nawiększych legend Deamon i cih sposanymi osiągnieciami. Gablota była obszerna a wykonana została z bardzo rzadkiego szarego kosodrzewia, niezwykle delikatnego na obicia, ale wytrzymujacego nawet kilka tysięcy lat. Wszystkie metalowe części wykonane były z rzadkiego stopu złota, srebra, miedzi i paru innych. Największy podziw budziło szkło, wykonane na specjalne zamówienie u teherańskich szklarzy. Ich wyroby są tak żadkie, ze nie raz toczono wielkie bitwy o sekret ich arcydzieł. Właściwie tylko królowie mogli sobie na takie przedmioty pozwolić, ale zazwyczaj były one równą waroscią ich majatku. Wszystko się cudownie komponowało, podobno sam Langu zlecił wykonanie tej gabloty, na dodatke podobno nic za nia nie zapłacił, gdyż wykonali mu ją jego przyjaciele z dzieciństwa. Ale jak każda pogłoska o nim była jedynie plotką i przypuszczeniami.
W gablocie tylko 6 obrazów było obramowanych złotem. Na środku oczywiscie była sama legenda deamona wokół niej było dwóch przyjaciół jego. Reszta skłądała się z jego następców, osób już nie żyjących w liczbach dwóch. Ostatnie miejsca zajmowali Nisaya i Zahil, co było bardzo słuszne, w koncu oni jako jedynie odważyli sie podnieść ich gildię na nogi i to w tym czasie, kiedy większosć ważnych osobistości umarła w bitwie o Tibered albo odeszła z nienzanych przyczyn poza kontynet Ibreii. Tsuki niewiele wiedziała o innych kontynentach, słyszała jedynie o tym, ze istniały jeszcze dwa - jedno kompletnie nieznane i te na którym żyło plemię Rahu, wygnane dawno temu z Iberi, jeszcze zanim na tron wstępowali Neban Maha i Ruard Lopesa. Jeszcze zanim pojawił się Arian Horus. Sami stażnicy bogów ledwo im podołali. Wtedy tez podobno zginął wszechmogący smok Keribes - istny twór szału i gniewu, stworzony przez samego władcę ciemności, tylko po to by rozłożyć klany Iberii i zawładnać kontynentami. Wszystko było jedynie legendą, o której Tsuki tylko słyszała, a teraz z tą legendą miała sie zmierzyć i to całkiem niedługo. To przysporzyło ejj wielu kłopotów i zmartwień, szczególnie, ze nie ogła o tym nikomu mówić, nie miała w nikim pomocy. Prawda, miałą przyjaciół, ale skoro oni nie wiedzą o tym tak jak wie ona, to jak mają jej pomóc?
Pojechała palcem w dół po metalowtm obramowaniu. Marzyła o tym żeby stać sie jednym z zasłużonych i by pamieć o niej wiecznie trwała w tej gablocie. Jednak to tylko marzenia, a teraz miała inne problemy. znacznie poważniejsze, sprawa życia i śmierci i całego derionu. Poczuła jak mimowolnie łzy napływają jej do oczu, jak rozgrzewają jej lodowatą twarz. Na dworze było całkiem zimno, zatem an korytarzu nie lepiej. Zresztą, w Ardir jest jeszcze zimniej, mimo iż to pustynia. To jeden z najwyżej położonych krain, zaraz po Wyżynie.
- Tsuki!
Głos wyrwał ją z zamyślenia. Otarła prędko łzy dłonią i odkleiła sie od gabloty. W ejj stronę biegła Ameliie. Jedyna taka naprawdę przyjaciółka z gildii, której naprawdę powierzała wszystkie swoje sprawy, czesto sie wypłakiwała na jej kolanach a potem uśmiechała jak gdyby nigdy nic. Tsuki uśmiechneła się radośnie i przytuliła ją do siebie. Nagle oderwała się, czując jak coś udeptuje jej nogę. Jęknęła i zauważyłą jedynie wielką torbę koleżanki. Ameliie zaśmiałą sie tylko i szybko odstawiła torbe an miejsce. Tsuki zabrała się za masowanie obolałego miejsca, z wyrzutem patrząc na Amel, jednak zaraz się uśmiechneła.
- Wybacz Tsuki - uśmeichnęła się po czym przejechała ręką po nodze i ból ustąpił miejsca.
- Kurde, uważaj następnym razem! - Rozgoryczona usiadła na zimnej posadzce i zaraz tego pożałowała. - zimno! - jęknęła, jednak nie chciała wstawać.
- Jest prawie, ze zima, czego się spodziewałaś? Upałow? - Zaśmiała się i podała jej rękę. Tsuki skorzystała z okazji i pociągnęła ją perfidnie w dół. Ta, oczywiscie, sie na nią wywaliła i przez chwile były obie w dość... podejrzanej pozycji.
Najpierw były obie strasznie tym zdziwione, jaednak w porę opamietały się słysząc czyjeś kroki. Tsuki szybko zrzuciła z siebie Amel, z ulgą nabierajac haustem powietrza w płuca, aż zabolało. Kapłanka natomiast leżała plackiem na podłodze, zupełnie jakby jeszcze sie nie ocknełą po 'upadku', toteż młody zaklinacz zaczął trącać ja patykiem w ramię, by się zbudziła. Tak naprawdę chciaął jeszcze podręczyć, i robiłaby to gdyby zza rogu Rexus nie wyszedł w swoim dziwacznym stroju.
W ogóle był dziwny. Cały czas chodził po korytarzach i sprawdzał, bogini jedna wie jeszcze co, ubrany był w jasny strój kapłański, co powinien był go jedynie zakładać na jakieś ważne uroczystości a nie jako zwykłe ubranie. W dodatku cała postać Rexus'a opływała równymi mitami i tak na prawdę to nikt nie wiedział o nim nic pewnego. Tylko tyle, że jest zaufanym przyjacielem Zahila, że jest kapłanem, no i że ogólnie jest dziwny. Bardziej tajemniczej postaci nie ma chyba w gildii o ile nie na świecie. Wiecej sie wiedziało o cesarzu niż o nim. Z tego wzgędu ponoć jest najbardziej dyskretną osobą i jemu można zawsze zaufać. Tsuki go doskonale pamietała, jak raz uratował ją przed znacznie od niej silniejszym gangiem stacjonującym w horus. Obronił ją w sama porę inaczje by tam zginęła, i nikt by się o tym nie dowiedział, rzuciuł na nią 'bańkę', tj. barierę ochornną i przepłoszył najeźdźców bo sam w sobie był już przerażający. To był jedyny moment kiedy razem 'pogadali' i jak dotąd teraz jedynie kończyło się tym, że pytał czy nic sie nie stało i czy wszystko w porządku. Odpowiadała mu, a ten tylko się uśmiechał i szedł dalej. Prawda, że dziwny?
Oczywiście ze do nich podszedł. Amel udawała, ze leży trupem na podłodze, a Tsuki strącajac ją jakimś badylem zdążyła jedynie szepnąć 'wstawaj, rex idzie!' co od razu postawiło obie na nogi. Zaklinacz niewinnie sie uśmiechnął podczas gdy Amel zbierąła się z podłogi. Rexus kucnął przy nich. Postawiło to obie niedoświadczone życiem dziewczyny w niekomfortowej sytuacji. Tsuki przełkneła gorzko ślinę. Już wiedziała od czego sie zacznie.
- Dziewczyny, co wy robicie na tej zimnej podłodze? Przeziębić sie chcecie?
- Właściwie... to czemu by nie? - Wymskneło się Tsuki zanim ta zdołała się ugryźć w język - To znaczy się, oczywiście ze nie! My obydwie nie chcemy się przecież pochorować przed ważną bitwą. - Dodała szybko na usprawiedliwienie, prostując plecy. Amel pokiwała jedynie głową.
- No... nie ważne. Wstawac obie natychmiast. Podobno za chwilę wyjeżdżacie do Duchowego. - Pokarcił je obie na raz, przy czym musiały wstawać teraz.
Z niechecią uczyniły rozkaz, bo obie wiedziały, ze z Rexusem lepiej nie dyskutować. W ogóle najlepiej nie rozmawiać, ale skoro już do tego doszło musaiły to jakoś przeboleć. Tsuki niechętnie spojrzła za Amel, która masowała zziebniete miejsca. W końcu sama musiała się wymasować. Przyjaciółce bylo znacznie wygodniej, bo była kapłanem a Tsuki zaklinaczem, wiec nie mogła tak szybko dojść do prawidłowego stanu. Nagle obie poczuły się jakby kopnął je prąd, lecz taki dobry, co wszystko naprawia. Po chwili dopiero sie zorientowały czyja to sprawka. Kiedy jednak chciały wyszukać Rexusa wzrokiem, tego już nie było koło nich.
- Typowe - Burkneła.
- A właściwie co tutaj robiłaś? Mieliśmy mieć ziórkę na placu we wschodnim skydle. A jestesmy w centrum.
- Ja? Gablotę oglądałam. Jakoś mi sie tak zamyśliło - mrukneła masując sobie od niechcenia kark.
Kapłanka przeniosła wzrok na gablotę. Fakt była ładna. Mało to że ładna, ona była cudowna. Ale to, o czym Tsuki myslała mogła sie domyślić. Przecież zawsze chciała tam być. A kto by nie chciał? tyle, ze ambicje zaklinacza przerastały wszystko mozliwe, dlatego uczyłą sie wszystkiego pilnie, mimo, iż miała tak niemiłego nauczyciela. Szczerze, to jej współczuła tego wszystkiego. W dodatku, samemu się musiałą uczyć, zaklinaczy tutaj w derionie jak na lekarstwo.
- No nic. Musimy już iść. No chodźże - Ponagliłą ją i zaczęłą ciągnać za ramię w stronę wschodzniego skrzydła. Miałą nadzieje ze sie nie spóźniły.
Biegnac tak przez całe wschodnie skrzydło i centrum w koncu dobiegły na miejsce. Na miejscu byli już Turbo i Nisaya, oczywiscie zniecierpliwieni. Tsuki miaął wrażenie że Turbo chce ją zabić wzrokiem. Nie lubiła go i miała wrażenie ze on jej również, ale z oczywistych wzgledów nie okazywali tego publicznie. Amel sturchnełą zaklinacza, a ten zdążył jedynie przeprosić za spoźnienie. 'I to nie małe spoźnienie' jak powiedziała Nisaya, jak zwykle karcącym tonem gosu, zaś Turbo nadal jak milczał tak milczał. Amel westchneła cieżko i czekała na to aż powóz przybedzie na miejsce, gotów ich zawieźć na miejsce, do Duchowego Sanktuarium. Wsiadajac starszy kapłan zdążył Tsuki zaczepic, podczas kiedy Amel i Nisaya juz wsiadły.
- Postaraj się następnym nie spoźniać. Wiesz jak mamy mało czasu.
- No przecież już przeprosiłam.
- To za mało Tsuki. Ktoś taki jak ty powinien zdać sobie w końcu z tego sprawę.
Zamilkła. Pognał ja do środka i razem weszli.
Podróż nie trwała specjalnie długo. Moze kilka godzin nie więcej. Wszyscy czuli się niezręcznie tym całym wyjazdem, jednak nikt tego po sobie nie pokazywał, żeby inni nie mogli pomyśleć o nim źle. Tsuki konwersowała zawziecie z Ameliie, podczas gdy dwaj pozostali kapłani jedynie wymieniali znaczące spojrzenia. I tak, wszystko jakos szybciej zleciało, i zaklinaczka nim się spostrzegła juz była w Ardir, gdzieś w obozie łowców duchów. A stamtąd już całkiem niedaleko do sanktuarium.
Zaklinac zawiesił się na moment, zginając się w pasie i oglądajac swoje buty. Nie były za specjalnie piękne, ale najlepsze jakie miała. Ziewnęła, gdy najel powóz sie zatrzymał w miejscu. Więc dotarli. Najpierw wysiadł Turbo, jako ze był wróżką, miał ku temu znaczne pierwszeństwo. Potem wysiadła Nisaya,a na końcu Amel i Tsuki. Zaklinacz wychodząc znowu ziewnął, ciągnąc za sobą swoja torbę podróżna. Dużo w niej nie było, ale jako ze mieli być dwa albo trzy dni, wypadałoby coś ze sobą zabrać. I oczywiscie nosiła ze sobą wszędzie zakazany zwój i miecz obrońcy. Na wszelki wypadek. Gorzej by było jkaby ktoś ją z tym przyłapał w jej pokoju. Wtedy nie tyle byłaby wygnana z gildii, moze nawet i z kraju, ale zapewne ktoś by ją ubił przy okazji. Takich ludzi trzyma sie pod kluczem, a tego za wszelką cenę starała się uniknąć. Nisaya prowadziła wszystkich troje przez okolice sankturaium, bo samo ono było na zewnątrz niewielkie, zaś wszystkie biblioteki i pokoje mieściły się głównie pod ziemią. Na pobliskim targu nie było zanadtwo tłoczno, ale można było tu znaleść całkiem ciekawe przedmioty, wyrabiane przez tutejszych kapłanów i alchemików z sanktuarium. Tsuki pociągnęła Amel za sobą.
- Tsuki! Bo sie zgubimy! - Powiedziała rozzłoszconym tonem, mimo to nadal sie nie zatrzymywały. Dopiero przystaneły kiedy Nisaya i Turbo znikneli im z oczu.
- Daj spokój, może nie trafić się nam okazja przybycia tutaj ponownie, a na pewno coś tutaj jest przydatnego.
- No... w sumie, chyba nam parę minut nie zaszkodzi. Ale szybko!
I pognały po różnych straganach, oglądajac różne dziwne i niekiedy przerażajace przedmioty. Chociażby stragan jakiegoś alchemika. Sprzedawał przedmioty na eliksiry uzdrawiajace i uzupełniajace poziom energi duchowej, tudzież zwanej potocznie many.
-A fuj! Harpie oczy w galarecie - skrzywiła się, jednak Tsuki kupiła dwie pary i parę jeszcze innych skłądników. To były m.in. sureńskie zioła, starożytne almanchy, kamienie mądrości, magiczne kryształy i fioletowe kule alchemiczne.
- Mówie ci, będziemy miały świetne zajecie w nocy, kiedy nie bedziemy miały do przeglądania żadnych zwojów. Zresztą, i tak będę miała ci o czym opowiadać.
Nagle zanim Tsuki skończyła swoją wypowiedź, dostrzegła wysoką zakapturoną postać, straznie wyróżnijącą się spośród tłumu. Dostrzegła jedynie bliznę na tym, czymkolwiek by to nie było. Zaraz ku zdziwieniu kapłanki, zaklinaczka zaczęła popychać ją w stronę sanktuarium.
- Spadamy, mam bardzo złe przeczucia. - Odparła i zaraz pognały pędem w strone budynku. Zakapturzona postać tymczasem znikła im z oczu.
***
Było już ciemno. Strasznie ciemno, jak na dzień na pustyni. Tsuki trzęsła się z zimna kiedy wchodziła do Sanktuarium. Nawet nic nie mówiąc, kapłani od razu wszystko wiedzieli, kto to jest, gdzie zaprowadzic i takie tam. Zaklinaczka domyślałą sie jedynie, ze to przez pelerynę ze znakiem gildii, ale jakoś nic na to nie wskazywało. Szły przez długie korytarze, wiedzione przez jakieś faceta w podłużnej białej szacie, ze złotym kapturem i dziwnymi runami wyszywanymi na plecach. Tak to był kompletną niemową, przez co obie obawiały się jeszcze bardziej, konsekwencji odłączenia się od Turbo i Nisayi. Zatrzymali sie wszyscy miedzy dwoma drzwiami. Kapłan, oczywiscie nic nie mówiąc, wskazał jedne dla Tsuki a drugie dla Amel. Potem pokazał list od Nisay, ze maja się zjawić zaraz po rozpakowaniu w sali jadalnej. Amel od razu zapytała niemowę gdzie to jest, on jedynie pokazał dłonią, że na samym koncu korytarza, czy cos takiego. Obie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i udały się do swoich pomieszczeń.
Za drzwiami kryła sie bryła z kamienia. Pokój był mały, w kształcie kwadratu jakieś cztery na cztery metry, moze nieco wiecej. Nad głowami wisiała w metalowym żyrandolu kula alchemiczna, mieniąca się od zieleni do fioletu. Wyposażenie było skromne. Małe łóżko, metalowe z materacem wciśniete w kąt, obok mała szafeczka a jakiegoś lichego drewna i stolik z krzesłem. Do tego był mąły dywanik przy łóżku, parę książek i obraz, sama jeszcze nie wiedziałą czego. Nie było okna, zatem tez parapetu tutaj nie można było oczekiwać, tak samo też nie było tu roślin, które zapewne by zdechły po paru dniach bez światła słonecznego. Niestety, ale jeszczew nie wynaleziono kul alchemicznych, któe by spełniały rolę słońca. To było przykre dla Tsuki, bowiem lubiła mieć jakiekolwiek chwasty w pokoju, w swoim w Deamon miała ze trzydzieści, jak mnie więcej. Rośliny odstresowywały ją od problemów świata i pozwalały się zamknąc we własnym buszu. Tsuki rzuciłą gdzieś torbę w kąt i zagapiła sie na kuli nad jej głową, akurat keidy zabarwiala sie na fioletowo.
Ameliie nie była zadowolona z ogólnego wygladu pokoju, ale stwierdziła w myslach, ze gorzej nie mogło być. Po delikatnym odłozeniu swouch rzeczy na miejsce wyszła z pokoju, by wyjść do sali tak jak było napisane w liście od Nisayi. Otworzyła drzwi do pokoju Tsuki, jednocześnie wybudzajac ją z jakiegoś transu. Uśmiechnęły sie do siebie i wyszły razem, zamykajac za sobą drzwi. Stwierdziły, ze pobiegną, nie chcąc tracić czasu. Zresztą, spóźnienie nie byłoby najlepszym rozwiązaniem jeżeli i tak skiepściły sprawę tym całym wyjściem na zakupy. No ale fakt, nawet jak oberwą to będą miały co robić przynajmniej po nocach. O ile pozwolą im chodzic do siebie do pokoi. Ale w sumie nie powinno byc problemów z tym skoro 'mieszkaja' obok siebie. A tak to sie coś wymyśli. Jak to zwykle bywa w kryzysowych sytuacjach. Tsuki była podobnego zdania. Ale tylko kiedy zatrzymały się przed drewnianymi i okutymi cieżkim metalem drzwiami obojgu krew zmroziła w żyłach.
- W końcu jesteście - Nisaya zarzuciła sucho kiedy już odważyły się wejsć do srodka. Przygarbione stały przy wejsciu do póku Turbo nie zaprosił je obie do stołu.
- Prze-przepraszamy - Zaczeła Tsuki kiedy zasiałdy obie, wiciaż niepewne, na duzych i twardych krzesłach.
- Tak, obie bardzo przepraszamy - Zawtórowała jej Ameliie.
- To dobrze, ze czujecie się winne. Dzisiaj nie dostaniecie kolacji, musimy nadrobić straty spowodowane waszym spóźnieniem. Zjedzcie najpier a potem opowiem wam o waszej pracy na dzisiaj. Mamy dużo zwojów do przejrzenia.
Turbo obrócił się w stonę Nisayi po czym porozumiewawczo kiwnęłi do siebie głowami. Wróżek się oddalił i odprowadzany przez jednego z tych kapłanów zniknął za drzwiami. Tsuki ugryzła kęs jakiegoś chleba, po czym to samo zrobiła Amel, bedąc pewnym już swego. Potem przeniosły wzrok na kapłankę, która siedziała jak gdyby nigdy nic. W końcu zaklinaczka i jej przyjaciółka jadły w najlepsze. Zanim się w milczeniu oddaliły Nisaya zatrzymałą je na chwilę.
- Tsuki jak będę mieć czas to zawołam kapłana po ciebie, niedługo po obiedzie. Kiedy już skonczymy zawołasz Ameliie aby do mnie przyszła. Przydzielę wam zadania. A z Tsuki jeszcze sobie porozmawiam.
Zaklinaczke od stóp do głów przeszyły dreszcze. Strach jaki ja ogarną Ameliie zauważyła w jej oczach i odruchowo ścisneła ja za dłoń, aby się obudziła. Zaraz potem opuściły salę.
- Tsuki co się stało? - Spytała zaraz po wyjściu.
- Nic, nic - odparła nieprzytomna. Czyżby Nisayi chodziło o te artefakty? Bo na pewno to 'wołanie' nie znaczyło nic dobrego.
- Tsuki, jak tylko Nisaya zakonczy z nami pogawędki, przyjdź do mnie do pokoju. Pogadamy. - Odparła zatroskana i ścisnęła lekko dłon przyjaciółki. Ta odwzajemniła gest uśmiechem, bardzo delikatnym i dyskretnym. Zupłenie jej nie było do śmiechu ale Amel dodawała jej wyraźnej otuchy. Obie poszły do swoich pokoi, i nie mniej jak chwila po wejściu do drzwi Tsuki ktoś zapukał. Podeszła tylko po to by się przekonać, ze kapłan wręczył jej wcześniej obiecany przez Nisayę list. Opusciła głowę i przytuliła się do sciany kiedy kapłan zniknał. Łzy napłynęły jej do oczu. Dlaczego musiała to robić? Nie chciała. Nie chiała kłamać, ukrywać się i oszukiwać. To było nie w porządku wobec innych.
Ale czego się nie robi dla dobra ogółu? Czy aby tak nie postępują bohaterowie?
Życie dzieli sie na dwa rodzaje. Albo żyje się długo i nudno albo krótko i ciekawie.
W końcu wytarła oczy, zgięła list i wyszła na spotkanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Śro 19:44, 23 Mar 2011    Temat postu:

***
Nisaya przesiadywała w swoim pokoju, delektując się okolicznymi przysmakami. Co prawda, neizbyt sakowały jej potrawy z okolicznych kur, ale jakby miała je porównywać do potraw w Yesode zdecydowanie wolałą jadać tutaj. Ale to tylko dwa dni. Usłyszała pukanie i kęs kurczaka wypadł jej z buzi. Pozbierała wszysrtko szybko, danie schowała w szafie i wytarła się. Jakby wcale nic nie jadła. Na stole wzburzona woda w szklance uspokajała się.
- Wejść! - Krzyknęła i usiadła bardziej elegancko na fotelu.
Tsuki nadal niepewna w końcu otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Kapłanka przywołała ją gestem, onieśmielajac tym bardziej zaklinaczkę. Przełkneła gorzko slinę i zamkneła za soba drzwi.
- Podobno mnie chciałaś widzieć.
- Nie podobno, tylko chciałąm cię widzieć. Powiedz mi czy wszystko jest w porządku?
W podrządku? Nic nie jest w porządku! Musi trzymać przy sobie jakieś stare i morczne artefakty, uczyć się zakazanych zwoi i łamać zasady.A w dodatku milczeć. i co tu jest w porządku?
- Tak. Myślę, ze tak.
- To dobrze. Już zaczęłam sie martwić. Jak ci idzie ze zwojami?
- Dobrze.
- Tsuki... uśmiechnij się. Naprawdę nie robisz nic złego. Obie chcemy uratować nasz kraj i gildię. Nie chcemy śmierci towarzyszy... Posłuchaj. Przydzielę ci wraz z Turbo czwarty przedział. To zakazany dział. Poczystasz tam duzo na temat Kreibesa i walce z nimi i z Rahu w poprzednich latach. Skup się też na Arianie Horusie. W razie czego będę albo w gabinecie albo w sali narad.
- Dobrze, zrobię jak każesz.
- Powiadomisz o tym Turbo. Jego pokój jest oddalony o trzy dwi od twojego pokoju.... Czy jest coś co chiałabyś mi powiedzieć?
Czy ja musze to naprawdę robić? Nie ma innych sposobów? Czemu to właśnie mnie sie takie cos przydarzyło? Dlaczego nie mogł być ktoś inny? Kogoś kogo nie znam?
- Nie Nisaya. Nie sądzę by były takie rzeczy.
- W takim razie Tsuki do zobaczenia przy pracy. Najpierw zawołaj Ameliie a potem udaj się do Turbo.
Zaklinacz wyszedł nim kapłanka poprosiła ją by to zrobiła. Od razu pognała w stronę Ameliie nie tracąc ani sekundy. Niewiele brakowało a by upadła na zakręcie. Na szczęście była dobrze wyćwiczona i siła jej form zaklinaczy dodawała sił. Światło latarń dawało mało swiatła i właściwie tylko koło nich światło bezpośrednio padało na przedmioty. Światło, mrok, światło, mrok. Aż omamów można było dostać. Ale biegła dalej. W końcu, zdyszana, dotarła do pokoju Ameliie. Opanowała się natychmiastowo i otworzyła drzwi. Kapłanka siedziałą na łóżku i czytała jakąś ksiazkę.
- Amel twoja kolej - Umiechnęła się blado. Kapłanka od razu zauważyłą że coś jest nie tak. Coś się święci.
- Okej - Odparła wstając i odkładając książkę na miejsce - Wrócę szybko, poczekaj w moim pokoju.
- No ale naprawde szybko. Musze jeszcze udac się do Turbo dzisiaj. - Odparła zażenowana i legła packiem na jej łóżku. Kula alchemiczna zmieniła barę na purpurę, oblewajac pokój ciemnym całunem. Liczyła sekundy, minuty, a kiedy doszła do pierwszej godziny zaczęłą sie nieco niecierpliwić.
W oddali usłyszała jakiś hałas. Zapewne komus coś spadło, moze jakieś krzesło. Z nudów zaczęła sobie cos nucić, podrygujac w rytmie. W koncu zeszła z łożka i podeszła do obrazu. Jedyna rzecz w tym pokoju tak naprawdę warta uwagi.
Obraz przedstawiał koniec bitwy. Tsuki po dłuższym zastanowieniu rozpoznaął w nim zwycięstwo Ariana Horusa. Bohater stał na tupie jakiegoś potwora w dłoni trzymajac swój legendarny miecz. Było na nim wypisane parenascie run, bardzo starych, prawdopodobnie pochodzących jeszcze z starego jezyka smoków. Zaklinaczka bez trudu rozpoznała tylko dwa zdania. "Oto miecz zdolny pogrzebać jednym ciosem legiony. Nawet ciemnosć lęka się Miecza Obrońcy". Z początku nie zrozumiała znaczenia tych zdań, ale z czasem zrozumiałą, ze chodzi o ten sam miecz obrońcy co trzyma go przy sobie. Przestraszłya sie na samą myś o tym. Ale była to swego rodzaju podpowiedź, moze gdzie miała szykać informacji o zabicu Keribesa? Ale właściwie to nawet nie wiadomo kto go zabił. Arian Horus na pewno nie, bo on urodził się znacznie później po zabiciu smoka.
Tsuki zdjeła obraz ze ściany i posłuzywszy sie zaklęciem skopiowała go i naniosła na scianę. Praktycznie nie było różnicy, ale wiedziałą, ze ten mały obraz, oryginał, posłuży jej lepiej niż kopia. Z tego co wiedziałą wszystkie obrazy w Sanktuarium są oryginałami. Uśmiechnęła się zdradziecko i schowała obraż w kacie, tak by Ameliie niczego podejrzanego nie zauważyła.
Podskoczyła kiedy drzwi sie zaczęły poruszać. Wyladowała natychmiastowo na łóżku. Do srodka weszła Ameliie.
- I jak ci poszło?
- Całkiem dobrze. Mam na razie dużo czasu, od jutra zaczynam robote.
- To ci dobrze - Przytaknęła przekrecajac głowę na bok. - Ja zaczynam za jakaś godzine. Najpierw musze isc do turbo go o tym zawiadomić. No... nieważne.
- Miałaś mi o czymś opowiadać - przypomniała i przysunęłą sie bliżej.
- No tak. No to słuchaj. Tylko ani słowa o tym.
I opowiedziała jej o wszystkim. O Keribesie, tajemniczym zwoju, potężnej magii, mieczu i o innych sprawach, i o tym po co tka naprawdę są w Duchowym sanktuarium. Ameliie nawetr nie drgnęła podczas opowiadania. Tsuki wiele razy przerywała by coś sobie przypomnieć, albo po to by wytrzeć łzy. W tym wszystkim Kapłanka widziała tak rosnace cierpienie i mękę, ze na koniec po prostu bez słowa przytuliła ją. Tsuki uśmiechnęła się jedynie i znów rozpłakała tym razem na dobre. Ameliie tylko siedziała, przytulała ją i milczała. Słowa by tu nic nie pomogły. Otarła jej oczy z łez chusteczką jedwabną i uśmiechnęła się.
- Idź. Turbo nie bedzie wiecznosć czekał - powiedziałą szeptem i pomogła jej wstać.
- Masz racje. Lepiej już pójdę.
Uśmiechnęła się i wyszła, delikatnie zamykajac za soba drzwi.
***

Zahil rzucił krzesłem, który w wyniku kontaku ze ścianą rozrzaskał sie na kawałki. Był wściekły. Słowa jakie usłyszał od złapanego szpiega były bardzo niepokojące, ale to i tak było za mało. Ale martwił się. Wszyscy mieli poważne kłopoty. Wieść o tym, że bronią jest starożytna bestia Keribes budziła w nim obawy tak ogromne, że cała Iberia nie zdoiłałaby tego pomieścić. Westchnął, rozładowywujac napięcie. Złapał natychmiastowo za koszulę ów szpiega i przyciągnął do siebie.
- Słuchaj, masz żonę i dzieci?
- No...mam. Tak, ma żonę i dzieci.
- Ile ich jest?
- Trójka.
- Słuchaj. Jeśli zaraz nie wyśpiewasz mi tutaj wszystkiego co chcę wiedzieć i powinienem, to stracisz je wszystkie. I osobiście wymorduję je na twoich oczach. Po kolei, będę wyrywał im palce... potem stopy, rece. Uszy... wydłubię im oczy, złamię nos. Oderwę ręce i nogi. A ty bedziesz siedział przywiązany i patrzył sie na to wszystko. Bedziesz słuchał ich cierpiena kiedy będę je rozdzierał kawałek po kawałku.
Mówiąc to bardzo powoli rodzierał kawałek papieru dla lepszego efektu. Widać było, ze szpieg przeraził się nie na żarty. Nerwowo spojrzał na bok, byleby uniknąć wzroku Łucznika.
- Ale... ja nie mogę. Oni mnie za to zabiją. - Powiedział błagalnym tonem
- Powiesz. albo stracisz coś wiecej niż życie.
- Dobre, dobrze. Już mówię.
- To słucham.
Rozsiadł się i dał chwilę szpiegowi na przygotowanie się. On przyśpiszył widząc zniecierpliwony wzrok Zahila.
- Neban Maha, jak już wiesz, pracuje nad tajnym projektem. Ten projekt z tego co wiem polega na tym, że osoba otrzyma przeszczepione 'serce keribesa'. Ów serce zawiera pradawną moc, mroczna i niebezpieczną taka jak kiedyś posiadał sam Keribes. Serce ma byc przeszczepione strażnikowi bramy. Jednak to nie jest koniec. U was w Derion jest szpieg. Ma on podać jednemu z waszych zaklinaczy starożytny artefakt Miecz Obrońcy i zwój zaklinania smoka. Dzięki temu zaklinacz w chwili walki z strażnikem bramy bedzie mógł przebić kamień czyli to serce sztyletem w trakcie jego postaci specjalnej. Jeśli wiesz, Miecz Obrońcy ma nie tylko właściwości takie jakie posiada miecz. Przenosi energię do ciałą właściciela. Daltego to zaklinacz musi byc w formie smoczej, bo ta siła będzie tam najsilniejsza. I musi być to bardzo młody zaklinacz, bowiem nie może być przeładowany tą 'mocą' która mają normalni zaklinacze... i w sumie to tyle.
Zahil słuchał do puki nie dosłyszał o MŁODYM zaklinaczu. W Derion istnaił jeden taki zaklinacz. Albo lepiej zaklinaczka. Wyszedł natychmiast zatrzaskajac za sobą drzwi. 'Wyrzućcie go gdzieś w Gor' dało sie słyszeć zza drzwi. Musiał szybko powrócić do Ardir i odnaleźć ich w Duchowym Sankturarium.

***

Tsuki zapukała do drzwi Turbo. Słysząc ciche 'wejść' weszła do środka. Było zupełnie ciemno. Posuwajac się dalej nadepnęła na coś mokrego. Kiedy sie pochyliłą ze zgrozą poczuła że jest to krew. Przestraszyuła się i właczyła kulę, która jednak słabo świeciła, ale dawała znikome światło. Krzyknęła kiedy zobaczyła nieporuszajace się ciało wróżka na podłodze, otoczone kałuży krwi. Nagle ktoś zakrył jej usta dłonią. Silne umięśnione ręce trzymały ja strasznie mocno i mimo usilnych prób nie mogła się wyrwać. Z cienia wyszedł ten sam gosc z blizną co widziała go na targu. Wiedział że skad go znała.
- Proczka! - Wykrzyknełą ale zaraz znów coś zakryło jej usta. Znów zaczeła się wyrywać, ale 'Proczka' jednym gestem uciszył ją. Potem pochwycił Tsuki. Zaklinaczka zdążyła tylko zobaczyć jak ktoś kto ja trzymał złapał nieprzytimne ciało Turbo i wyszedł.
Nagle jej oczy zaszyły czernią i straciła przytomność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Śro 18:05, 30 Mar 2011    Temat postu:

***

- Ałaaa - Jęknęła. Nim otworzyła oczy pomasowała się po głowie. Dopiero po chwili doszły do niej minione wydarzenia. Turbo, krew... Proczka... Ale co to wszystko miało znaczyć?
Nagle otworzyła oczy i wyrżneła do przodu, uderzając się głową o jakieś belki. Osunęła się na podłogę i złapała za coraz bardziej bolącą głowę. Pomacałą dłonią po omacku to o co walnęła tak głową. Czujac walcowaty kształt zaniepokoiła się i spojrzała z przerażeniem. Kraty. Wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć były metalowe pręty. Tsuki siedziała na jakiejś drewnianej podkładce wyścielanej jakimś kocem. W rogu leżała 'poduszka' czyli napchana słomopodobną rzeczą poszewka. Jeknęła i postanowiła sie rozejrzeć. Po drugiej stronie krat siedział Turbo, który zapewne nie spał już od dłuższego czasu. Widać te klatki były jakoś połączone. Wszystko było takie dziwne. Czuła się jak jakieś zwierzę. Podenerwowana i zmieszana rozejrzała się jeszcze raz, tym razem przypatrując się najeźdźcom. To nie byli valorianie. W ogóle nie wyglądali na takich co by do jakiegoś królestwa przynależeli. Nomadowie, najemnicy... obojętnie jakby ich nie nazwać, byli złymi ludźmi bez serca i skrupułów. Jeden z nich spostrzegł, że Tsuki się obudziła na co ona zareagowała podskokiem, co z kolei wiązało sie z kolejnym oberwaniem w głowę. Nie za duża była ta klatka, ledwie można było się wyciągnąć. Zaklinaczka skuliła sie w kącie klatki, kiedy ktoś ją otwierał i wkładał do niej tacę z dwiema miskami. Przełknęła gorzko ślinę i katem oka spoglądałą na zawartość naczyć pozostawionych w klatce. 'Zjedz sobie. Podróż jeszcze długa' usłyszała od tajemniczeko dobroczyńcy, który zaraz znikł jej z oczu. Spojrzał na Turbo, który też dostał swoją porcję jedzenia.
- Turbo - Szepnęła przytulajac się do zimnych prętów.
- Przepraszam Tsuki. Nie wiedziałem. - Mruknął bez precedensów zabierajac sie do jedzenia. Tsuki po chwili postanowiła, ze zrobi to samo.
- To moja wina. Wszystko przez to, że jestem zaklinaczem. Gdyby nie to nas by tu nie było. A teraz jesteśmy w jakiejś klatce, otoczeni przez Leiya jedynie wie kogo, dostajemy coś nieznanego do jedzenie, jesteśmy wiezieni nie wiadomo gdzie, mój najlepszy przyjaciel jest zdrajcą, a w dodatku za pięć dni jest bardzo ważna bitwa, od której zależą losy derionu. I to wszystko moja wina. - Zaczęła płakać i wtulać się bardziej w pręty klatki, odruchowo ściskając 'poduszkę'. Turbo położył dłoń na jej ramieniu, jakby chciał ją w ten sposób pocieszyć. Tsuki uśmiechnęła się przez łzy, i zaczęła się lekko kiwać. I wcale nie chiałą tego jeść, Leiya tylko wie co tam dodali. Westchneła cięzko.
- Trzeba pomyśleć o tym jak sie stad wydostać. - Powiedział w koncu, oglądając sie po klatce. Szukał słabych punktów.
- Połączenia - mruknęła.
- Co?
- Połączenia. To najsłabszy element - wyjaśniła - Ale nie mamy narzędzi. A bez różdżki możemy co najwyżej połaskotać ich po brzuchach.
- Niekoniecznie.
- A co masz na myśli?
- Ukradniemy te różdżkę.
- Co?! - Wydarła się, wzbudzając podejrzenia kilku niosących. Zamilkłą natychmiast a Turbo dalej snuł plany ukradnięcia różdżek i wydostania sie z klatek. - Turbo, a właściwie to gdzie my jesteśmy? - Spytała, spoglądajac na bok.
- Ew... - Zaczął i odwrócił wzrok od niej. Coś tu nie grało. - Chyba na wyżynie, wiesz? - Powiedział zakłopotany. Zawiało chłodem. Dookoła było biało. Faktycznie mogli być na wyżynie. A to znaczyło, ze są conajmniej dwa dni drogi od Ardir. Jak oni mogli tak długo spać?
Tsuki spojrzała na jedzenie. A więc to tak. Na pewno było zatrute. Czemu to wszystko musiało być takie trudne? Dlaczego po prostu nie została w Markut, w swoim pokoju i nie rozkoszowała się kolejnymi lekcjami Haliasha? A ona narzekała na te nudne wykady, lekcje i nauki, chciała miec przygody i misje i żeby coś sie działo. No to dostała swoje misje i zabawy. Teraz siedziałw klatce. Była na wyżynie i Leyia jedyna wie jak daleko od domu. Ani razu nie była na wyżynie, zatem jak miała wrocić? Pomasowała się po obolałej szyi i ze zgrozą poczuła, że ma jakąś obrożę na szyi. Metalowa. I cholernie naładowana energią z Mirhur'u. Pewnie dlatego na samym poczatku nie mogła się zmienic w żadną ze swoich form. Ta obroza skutecznie wyżerała z niej manę niczym długi, wężowaty pasożyt. Czyli była bezsilna całkowicie. Nawet jakby jej się udało ucieć z klatki, dopuki miała ją na sobie nie potrafiłaby użyć jakiegoś zaklęcia i w ten sposób obronić się przed jakimkolwiek napastnikiem. Kątem oka spojrzała an Turbo który grzebał cos w klatce. zauważyła jak powoli zakrada sie dłonią do przepadki na biodrach jednego z niosących. Postanowiła odwrócić uwagę od Turbo i zaczęła ciskać jedzeniem w jednego z najemników po drugiej stronie klatki. Wydzierała się na cały głos 'Fuj, co wy mi za gówno dajecie' i tym podobne rzeczy, przez co zwróciła uwagę kilkoro z nich. Po obrzuceniu ich papką z miski, zaczełą ich oblewać wodą. W końcu, jeden z nich otworzył jej cześć klatki i wyciągnął ją stamtąd za dłoń. Oczywiscie niedelikatnie, przez co Tsuki cały czas się rzucała i próbowała zbiec, jednak na marne. Mimo to wydzierała się dalej dopuki któryś z tych najemników nie zakrył jej ust swoją dłonią. Turbo w tym czasie wyciągnął potajemnie różdżkę. Poczekał aż wszyscy najemnicy odbiegną od klatek i wtedy się wydostanie. Tsuki sprytna ugryzła przeciwnika w rękę, przez co wymusiła na nim otworzenie dłoni. Wtedy puściła się pędę w blizej nieokreślonym kierunku. Zatrzymawszy się na wzniesieniu, próbowała rozwalić obrożę. Nagle spostrzegła wybuch i wszyscy biegnący za nią również.
Turbo.
Przemkneło jej przez myśl i w tym momencie została złapana. Widziała latajace we wszystkie strony zaklęcia, jedno z nich drasnęło obrożę Tsuki lecz na jej nieszczęśćie to było tylko draśniecie, więc nie mogła się calkowicie uwolnić. Kapłan zdoał obeswładnic paru najemników i ubić jednego czy dwóch, jednak to wciąż było za mało, bowiem napstnicy mnożyli się niczym króliki. Nagle zaklęcia ustały.
- Nie! - Wykrzyczała, bowiem Turbo leżał nieprzytomny. Ktoś go musiał uderzyć. I zapewne ta sama osoba teraz przymierzała sie do tego by go zabic! Nie mogła na to pozwolić, nie ona.
Nagle coś się w niej zbudziło. Nie wiedziała czemu pomyślała o zakazanym zwoju i ukrytej w niej przemianie w smoka. Tsuki zaświeciła się, oślepiając zgromadzonych wokół niej, jednak tych nowych zbliżajacych się osób juz niestety nie zdołała obezwładnić. Sama zaklinaczka nic nie widziała, ale czuła jak wielkimi krokami zbliżają sie napastnicy, jak szykują swoje bronie i siły by ja unieszkodliwić na kolejne czasy podróży. Serce się jej krajało, wciaż miałą obraz nieprzytomnego Turbo w kałuży krwi przed swoimi oczami, wiaż widziałą Proczkę, który ją zdradzał z tymi najemnikami i widziała wszystkie ważn e wydażenia. Zahil, Nisaya, Ameliie... oni przecież na nia liczą. Nie mogła ich zawieść, nie teraz kiedy ona miała na głwie wszystkie ważne informacje. Zahil przecież nie wiedział o tym co ona czuje teraz, co knuje jego partnerka i kto za tym wszystkim swoi. Rozpłakała się, a potem sama juz nhie wiedziałą co się z nią dzieje. Nagle jej obroża pękła a sama czuła w sobie nieznaną energię. Zupełnie jakby ktoś podłączył ją do prądu i naładował zużyte baterie. Jednak ta energia różniła się od wszystkich innych. Była mroczna i niebezpieczna, o czym Tsuki dawała sobie sprawę, jednak teraz ważniejszy był dla niej Turbo niż ona sama. Nagle opadła na ziemię i wbiła ręce w glebę. Nagle we wszystkie strony wypłynęły z ziemi lodowe kolce, i większosć z nich przebiło najemników na wylot. Część z nich była ciężko ranna, a reszta była albo oszołomiona albo na tyle zdezorientowana, że nie mogła zaatakować. Kiedy krew prysła na twarz zaklinaczki ta ocknęła się, i była równie przybita co większosć. Jednak szybko dotarło do niej to co tu zaszło. Zauważyła w oddali, ze Turbo walczy z paroma napastnikami, i przegrywa. Tsuki znów ogarnęło to dziwne uczucie, nie wiedziałaco sie dzieje, jakby coś przejmowało nad nią kontrolę. Oczy zaszkliły się fioleto-czarną rnergią, która wypływała i z oczu i z ust. Nagle zajklinacz zmienił formę na lwią. Zamiast jednak zmienic się w pospolitego lwa, podstawową formę, zmieniła się behemota. Behemot jest pradawną bestią, ostatecznie juz wymarłą, ponoć jednak niedobitki tej rasy znajdowały się na wyspach Rahu. Ów bestia jest większa od człowieka. z jej oczu wypływała fioletowo-czarna energia, oczy same były bez jakichkolwiek źrenic. Cała bestia jest czarna, grzywa zaś fioletowa. Z pyska ponoc bycha u nich płomień, a zęby są niczym dwa ogromne kolce, a ostrzejsze niż sztylety. Ogon jest rozwidlony na trzy części, łapy są obrane w metalowe łańcuchy i przyzdobione śmiercionoścą bronią - ostrymi jak piły pazurami. Tsuki pognała w strone kapłana i paroma szybkimi kopnięciami, gryźnięciami i szarpnieciami w dość brutalny sposób pozbyła się atakujacych Turbo napastników. Złapała w ziębiska Kapłana i zarzuciła go sobie na plecy po czym pognała przed siebie, korzystajac z otępiałości napastników.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Czw 13:39, 05 Maj 2011    Temat postu:

***

Zatrzymała się dopiero kiedy wieczne śniegi ustępowały miejsca jakiejś względnej roślinności. Tereny nadal były górzyste, ale nie aż tak jak to jest na wyżynie. Tsuki zaczeła się martwić, bo Turbo nadal nieprzytomny leżał na jej plecach. Zawyła czekając na jakiś odzew. Pytała o wodę. Może jakieś zwierzę zna drogę albo jest nad jakimś wodopojem. Tsuki kompletnie nie wiedziała gdzie jest, ale przede wszystkim liczyło się obudzenie Turbo zanim będzie za późno. Trzeba jeszcze przecież dotrzeć do Ardir.
Musiała przyznać, ze widok zapierał dech w piersiach. Kosmate drzewka okalane były delikatną niebieską mgłą w oddali majaczyły się to większe wzniesienia. Ptaki i owady wzlatywały między roślinnością, która, mimo, iż była nieco pochmurna, dawała miłe wrażenie.
Tuski usłyszała odzew. Ptak, nieduży, samica na dodatek. Na północnym wschodzie jest wodopój, ale trzeba uważać na gniazda os w pobliżu. Są niezwykle agresywne. Tak wiec pobiegła w tamtą stronę. Będzie musiała uważać, niestety, ale Turbo w tej chwili był ważneisjzy niż ona i tamte osy. Westchnęła cicho w myslach. Dotarła po dłuższym czasie do wodopoju. Dla bezpieczeństwa przygotowała obozowisko kilometr od niego. Na wypadek tych os i Leyia wie czego jeszcze skoro pewnie i nie jedna ona korzysta z niego. Położyła delikatnie wróżka pod drzewem i po upewnieniu się, że nic mu nie będzie grozić oddaliła się w stronę wodopoju. W swojej bestyjskiej postaci była nieco lepsza, ale ostrożność nadal była ta sama. Nie mniej, po dłuższych próbach podkradania się dotarła do wody. Niezdarnie kocimi łapskami napełniła bułak wodą i odeszła spowrotem w stronę leżącego kaplana. Musiała się spieszyć, bo zaczynało się robić już ciemno, a na nieznanym terenie wszystko może sie zdażyć.
Nagle nadepnęła przypadkiem na jakąś gałązkę i wywołąła tym niepotrzebny szelest. Między gałęziami coś sie zaczęło ruszać, a do usu Tsuki dotarło nieprzyjemne bzyczenie. Puściła się biegiem, kiedy to na jej drodze pojawiły się 2 osy. Jedna ugodziła ja w udo, przez co Tuski wywróciła się. Szybko jednak pozbierała się z ziemi i zaatakowała pierwszą osę, w mig rozszarpujac ją w strzępki. Druga osa jednak nie była taka łatwa i kiedy pierwsza była rozrywana w kawałki druga zdążyła ja zranić poważnie w ramię. Boleśnie i głęboko wbiła się swoim żądłem, orajac jej między kośćmi. Tsuki padła na ziemię rycząc z bólu jakim ją teraz rzucał, jednak instynkt w mig wziął górę nad tym wszystkim id rygą łapą powaliła lecącą osę. Podczołgała się i wbiła w nią kły, jednocześnie uśmiercajac od razu. Nagle obraz jej się zamglił przed oczami i na powrót stała się człowiekiem. Widocznie musiała wszystkie siły wytracić. Pozbierala się. Dotarła resztkami sił do turbo i napoiła go. Potem gałęziue zebrane na opał rozpaliła w jakieś większe ognisko i oparła się o drzewo. Ściągnęła z siebie pelerynę i przykryła nią kapłana. Potem dopiero zabrała sie za ogleziny swoich ran. Wszystko paliło ją niemiłosiernie, ale dawało się to jakoś znieść. Najważniejsze by turbo szybko doszedł do siebie. Westchnęła. Dołożyła drwa do ognia i rozerwała spodnie, tak, aż było widać cała rane. Krew już nie lała się tak mocno jak na początku. Niezdarnie zacisnęła bandaż i przeszła do dłoni.
Tutaj sprawa miała się nieco gorzej. Ręka była przebita na wylot, cała zakrwawiona. Pęgnieta kość wystawała przerażajacą bielą ponad naderwane tkanki. Na samą myśl, że bedzie musiała to pozszywać robiło się jej niedobrze. Widok był szokujący, nie miałą jeszcze czucia w dłoni a i tak bolało. Ledwo zacisnęła uchwyt powyżej rany gdy nagle wydarła się z bólu. Uspokoiwszy się wyjęła nić z torby podręcznej Turbo oraz igłę, która wyglądała nadzwyczaj przerażająco i powoli zaczeła wbijać ją w skórę ledwo powstrzymując się od krzyku. Bolało jeszcze gorzej niż podczas walki. Ognisko paliło się powoli. Dochodząc do ostatniego szwu Tsuki była bliska obłędu. Owinęła ramię niezdarnie w jakieś szmaty które zdarła z siebie i były w miare czyste po czym rozejrzała się. Powoli zbliżał się świt, było jeszcze na tyle ciemno, że Tsuki ledwie dostrzegała coś w tych ciemnosciach. Dorzuciła drzewa by ognisko dotrwało do świtu i spojrzała za Turbo. Nadal leżał otulony w wszelakie płaszcze czy peleryny jakie były przy nich. Siadła, oczekując słońca. Zaczęła sobie podśpiewywać starą melodię jaką spiewał jej ojciec zanim zginął. Była jeszcze wtedy taka malutka.
'Kto zechce może odwiedzic dziś las
niech lepiej wystrzega się
Kto zechce dziś odwiedzić ten las
niech lepiej przysłucha się
Tam w dali, wesoło skacze coś
Włochate i małe i duże i stare
Kto zechce dziś odwiedzić ten las
niech lepiej wsłucha się weń
Usłyszy może pieśń tych lat
Gdzie ze wszystkim w zgodzie żyło się'

Kiedy tak spiewała po cichutku zmieniajac opatrunek przy okazji nie zauważyłą jak Turbo budził się spowrotem do zycia.
- Kto zeche może odwiedzic dziś las...
- Tsuki...
Obróciła się na wznak. Turbo...
- Turbo... obudziłeś się! Och, nie wiesz jak jestem szczęśliwa z tego powodu -Uśmiechnęła się.
Cchiałą go dostknąć , jednak zanim to zrobiła, oparła się o chorą rękę, i z bólu jaki przy tym wywołała, wywróciła się na ziemię. Kapłan zanim zdążył coś powiedzieć zauważył dwie wielkie bruzdy na ciele zaklinaczki. Zmarszczył brwi. Potem sie rozejrzał dookoła, z trudem rozpoznając miejsce. A jednak coś u świtało mięzy uszami.
- Tsukii...
Wydokał. Chyba tylko tyle potrafił. Tsuki nnatychmiast się pozbierała.
- Turbo nie martw się tym. Lepiej byś mi powiedział czy wszystko z tobą w porządku.
Cisza.
- Oczywiscie ze tak. - Odparł krótko wstajac i stawiajac kilka kroków po prowizorycznym powstaniu. - Ale tobą trzeba się też zająć. Nawet nie umiesz poprawnie założyć bandarza.
Westchnęła. Zawesze musiało jego być na wierzchu. Ale nie przeszkadzało jej już to, nie chciałą pardziej mu podpaść, bo i tak relacje miedzy nimi nie były za najlepsze. Usiadła grzecznie, czekajac jescze nie wiedziała na co. Było już całkiem widno, ale zza drzew wyłoniła się mgła, ograniczając widocznosć do kilku metrów. To nie było za najlepsze dla nich, zwłaszcza, ze w pobliżu mogły czaić się osy. Przełknęła gorzko ślinę, martwiła się, a jakże. Turbo nie był w pełni sprawny, a Tsuki tym bardziej. Nagle ogranęła ją chęć rozmyślania o swojej formie w któą sie zmieniła na wyżynie. I była ciekawa czy ci najemnicy, ta reszta co przezyła jej furię. Posmutniła lekko. Pierwszy raz kogoś zabiła. Ale chyba można to wytłumaczyć tym, że chciała obronić towarzysza z gildii?
Jęknęła kiedy otwierał bandarz. Rana była okropna. Przegryzła wargę.
Po chwili zaskoczenie objęło ich oboje w swoje sidła. Rana była prawie zrośnięta, troche było nacieć i szwy wg. Tsuki, ale nic po za tym? Przecież godzinę temu było kość strzaskana widać, a teraz jakby tylko wpadła w jakieś krzaki i się lekko podrapała.
- Co?
Wykrzyknęli jednocześnie patząc po sobie. Tsuki niepewnie poruszyła ręką. Nie bolało, czuła lekkie mrowienie w palcach, ale to i tak mało. Jak wyjaśnić taka sytuację?
Czyżby to przez ten zwój i miecz obrońcy? Wymskneło się przez myśl zaklinaczce.
Przełknęla gorzko śloinę. Rana na uczie była podobna, super zrośnieta, jakby wcale nie użarła ją tam jakaś osa. Całkiem już nie rozumiała, a widac było, ze Turbo też nieco ogłupiał przez to. Szmaty służące za bandaze były całe we krwi.
- Nie ważne teraz o co tu chodzi. Musimy dotrzeć jak najszybciej do ardir. Wyle że nie wiem gdzie jesteśmy. - Mruknęła.
- Ale ja wiem. Mozalia.
- Mo.. mo..co?
- Mozalia. No wiesz, na wschód od wyżyny leży. Hayliash cie nie nauczył?
Łypnął na nią podejrzliwie okiem, a Tsuki zamiast coś powiedzieć natychmiast się zamknęła. Mozalia. To strasznie daleko było. Musieli by teraz biec bez przerwy, zeby zdążyć przed atakiem.
- Musimy ruszać - rzucił wstajac i pakując swoje rzeczy.
Tsuki przytakneła bez słowa i sama wstała. Nagle jedna z os zaatakowała z boku. Bez chwili zasatanowienia, Tsuki zmieniła się w behemota i zaatakowała osę, natychmiast ją uśmiercajac poprzez zatopienie kłów w głowie owada. Reakcja była natychmiastowa, nie trwała nawet sekundy. Kapłan odrzucony nie dowierzal. Starożytna bestia? Behemot? Ale jak? Tysiac pytan na usta mu się cisnęło.
Tsuki odeszła od martwego ciała, spogladajac melancholijnie na nią w milczeniu.
~ Turbo, nie umiem mówić po ludzku, ale mogę rozmawiać telepatycznie. Musimy natychmiast wyruszyć do ardir, zeby zdazyć przed przybyciem reszty gildii. Wsiadż na mnie.
- Oszalałaś?
Wymsknęłą mo się, ale chcąc nie chcąc musiał to zrobić. Zanim doszedł do jej ciała na grzbiecie behemota nagle wyczarowało się siodło, niespotykane dostąt, bardzo zresstą piękne. Jakby specjalnie czekało na tę chwilę. Tsuki obniżyła się, czekajac aż kapłan na nia wsiadzie.
- Możesz mi powiedzieć tak przy okazji co to była za piosenka?
~ Piosenka?
- Tak. Tamta o lesie.
~ To... piosenka z mojego dzieciństwa. Śpiewam ją kiedy się o kogoś martwię. Albo o coś.
Stała tak chwilę w milczeniu, rozglądajac się na boki. Będąc pewna, ze nie ma w pobliżu zadnego niebezpieczeństwa, pognała starą ścieżką, prawdopodbnie zrobioną przez elfy.
Musiałą sie streszczać, a tak przy formie behemota mogla znacznie szybciej i zręczniej przemierzać puszczę Mozalijską. Krzewy, niekiedy ostre, wcale aż tak nie raniły Tsuki. Kapłan bez słowa trzymał się uprzęży i oglądał okolice.
Wktórece ich oczom ukazał się Kokuma. Spalone ziemie, niewielka ilosć czegokolwiek co by mogło żyć. W oddali majaczyły sie jakieś blokowiska. Zapewne wieś valorianska. Biegnąc co sił w nogach, Tsuki zręcznie omojała góry wsie i jakiekolwiek oznaki zycia, mknac ku Ardir.
Tajemniczy kruk obserwował dwojga towarzyszy. Wkrótce odleciał, kiedy zblizali się oni ku bramie południowej Ardiru.


Ostatnio zmieniony przez TsukiBijuu dnia Czw 13:39, 05 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
TsukiBijuu




Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bananowe Uroczysko


PostWysłany: Sob 10:08, 02 Lip 2011    Temat postu:

- Mistrzu! Poczekaj! - Zawołał młodzieniec o blond włosach trzymajac w dłoniach pakunek.
Zahil obrócił się momentalnie, choć z niechnęcią i wielkim zdenerwowaniem obrzucając chłopaka.
- Ralph, nie mam czasu. Muszę dotrzeć natychmiast do Ardir. - Powiedział lodowatym tonem mierząc go od stóp do głow. Chłopak bez większego zastanowienia podał pakunek Mistrzowi. Był dosyć ciężki jak na swoje wymiary, ale nie na tyle by nie dało się go nieść.
- Weź ze sobą i proszę daj to Rex'owi. On już będzie wiedział co z tym zrobić - Powiedział szeptem nadal stojąc, kiedy Zahil dosiadał pięknegfo białego rumaka. Perła Derionu się zwała o ile dobrze pamietał.
Mistrz popatrzyl się na niego nieco zdziwiony.
- Czemu nadal tu stoisz? - Spytał poprawiajac uprzęż.
- No ja...
Zorientował się. Domyślał się czemu nie chce przesiadywać w Tyconterodze. Też chciał pomóc w bronieniu Ardiru. A bardziej chcuiał się chyba spotkać z resztą Deamon.
- No dobra, tylko szybko - Rzucił i oparł się o swojego wierzchowca. Kon przez chwile zastanawiał się co przez to jego pan chciał powiedzieć, najwyraźniej jednak zahil był tym wszystkim zmęczony. Parknął zatem kiedy pojawił się kolega równiez z jakimś człowiekeim na grzbiecie.
- Mistrzu - Powiedział wymuszonym tonem, poprawiając lejce swojego wierzchowca.
Zahil zbudził się, kichajac na odchodne.
- Zatem ruszajmy - powiedział poruszajac się w odpowiedni sposób, by koń go usłuchał i ruszył. Krzyknął coś do Perły i wyruszyli. Przed sobą mieli dużo drogi.

Nisaya była wkurzona. Porwanie Turbo miało się obyć bez ofiar, a tym bardziej bez porwania Tsuki. Niekompetencja podwładnych byla tak denerwujaca, ze mogłaby teraz roznieść całe Duchowe w drobny mak. Zdenerwowana powstała i zaczęła sie nerwowo kręcić po pokoju. Stanowczo za wcześnie odbyło się porwanie, tym bardziej, że...
- Cholera, powinnam ich zabić za porwanie mi zaklinacza. Debile no... - Oparła się o blat swojego biurka ciężko wzdychając. Nagle do pokoju przyszedł ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewała tutaj spotkać.
- Nisaya... mam złą wiadomosć - Odezwał się stając w cieniu, gdzie czuł się najbezpieczniej.
- Co też takiego się wydarzyło, ze sam przywódca najemników raczył tu przybyć, Qaatrosie? - Nadal była zła i zadawało się, że mało brakuje aby wyładowała swoją złość.
- Ucielki - Odparł krótko. Znany był ze swojej konkretności, moze nie tak bardzo jak Zahil, ale nie lubił owijać w bawełnę. Domyślał się, ze Nisaya si.e wkurzy ale nic z tego nie robił, robota to robota.
- Jak to kurwa możliwe?! - Wydarła się na cały pokój - Sądziłąm, ze twoja gildia jest najlepsza do takich robót... zapewne musiałąm się pomylić...
- Ten zaklinacz... mówiłaś, że jest bardzo młody, ale podobno powybijał ponad trzydzieści osób za pomocą.... behemota. Możesz to jakoś wytłumaczyć? Od czasów Keribesa w historii nie pojawił się ani jeden behemot, te bestie wyginęły dawno temu.
Usiadła na fotelu. A więc to tak. Behemot. Czyli musiała się już nauczyć wszystkiego ze zwoji. Ale tam... przecież było o smokach a nie o tej pradawnej bestii. Nie mogła w to uwierzyć. A Qaatros w ogóle wydawał się niewzruszony tym wszystkim. W sumie nie dziwiła mu się, jego ta sprawa praktycznie nie dotyczy. Też by tak chciała.
- Wybacz pani, ale muszę już odejsć. Robota czeka - Powiedział w końcu i wyszedł bez słowa pożegnania.
Nisaya musiała zostać sama. Na szczęście miała jeszcze Arka i parę innych pomocników. Nie została wiec zupełnie bez pomocy. Najgorzej będzie już za dwa dni.
Wyszła na dziedziniec, w oczekiwaniu na swojego pomocnika. Z niebia wkrótce nadleciał zaklety kruk. Z jego oka Nisaya wyczytała bardzo ciekawe informacje. Doskolane widziała nową formę Tsuki. Wyglądała obiecująco. Kiedy odwróciła się na moment, zobaczyła kogoś, kogo wcale zobaczyc nie oczekiwała a tym bardziej nie cchiała. Nie tak wcześnie.
- Zahil! - Udała przymuszony radosny ton. On nie może wiedzieć.

- Jak to ją porwano?
- Sam usłyszałeś. Z turbo tak samo.
- Cholera.
I wytłumaczył jej pokrótce to czego się dowiedział w Tyconterodze. Nisaya słuchałą z uwagą i z każdą minutą udawała coraz większe przerażenie. Czyli już wie. Wiatr zawiał, targajac Nisayi włosy prosto na twarz. Zahil delikatnie odgratnał włosy na bok.
- Moja luba, nie martw się. Coś się na to poradzi. Obiecuję.
Przytuliła się. Chyba ostatnio jest nadzbyt przekonująca. Ale bez Arka i Zahila się czepi. W końcu jeszcze kilka lat temu coś w nim widziała. Mistrz Deamon był bardzo smutny, wyczuwała to. Ale nic nie mogła na to poradzić.
- Jesteś gotowa? -Spytał odklejajac się od niej na chwilę i patrząc prosto w jej oczy.
- Oczywiście. Zawsze jestem. -Powiedziała i uśmiechnęła się. Bitwa wkrótce, Tsuki z Turbo w drodze do Ardir, a Derion zbiera się przy północnej bramie. Niedługo plan się ziści i Nisaya miała nadzieje, że przejdzie na jej korzyść.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.deamon4s.fora.pl Strona Główna -> Karczma / Pracownia Artystyczna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin